poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 2 - Ciąg Dalszy...




Jedyną rzeczą jaka docierała do Severusa, był stukot kół. Siedział przy oknie pogrążony w swych myślach wpatrując się w widok za oknem. Lily rozłożyła się koło niego opierając się plecami o jego ramię z nogami wyprostowanymi na całej długości siedzenia. Poza nimi nikogo w przedziale nie było.
Niebo zabarwione było purpurą i czerwienią. Słońce zmierzało ku linii horyzontu ustępując powoli miejsca, lekko widocznemu już na niebie, księżycowi. Nie było do końca pewny, ale sądząc po jego owalności  mogła dziś być pełnia. Czasami, kiedy spędzał czas samotnie w swym rodzinnym domu na Spinner’s End lubił wymykać się w nocy, wspinać na dach jakiegoś niskiego budynku i patrzeć w tą szklaną kulę. Sprawiała ona, że wszystkie jego troski, obawy, a nawet strach przed ojcem wyparowywały doszczętnie uwalniając jego umysł od wszelkich złych rzeczy. Księżyc przynosił mu pewnego rodzaju ukojenie, którego nie mogło mu dać nic innego.
No… Może z wyjątkiem dziewczyny, która właśnie przemówiła do niego:
Severusie…
Mmm?
Spojrzał w jej kierunku. Siedziała wciąż w tej samej pozycji. Jedyne co się zmieniło to to, że teraz bawiła się swoimi palcami.
Pamiętasz tą wioskę? Brendan Cork? spytała odwracając głowę w jego kierunku. Tak aby mogła ujrzeć wyraz jego twarzy.

Uśmiechnął się. Jakżeby mógł zapomnieć o tym malutkim miasteczku? Składało się ono z jednej, głównej uliczki, przy której stały stare, drewniane domy i z paru mniejszych alejek. Jednak mimo iż w Brendan Cork było tylko kilkanaście budynków na krzyż miasteczko to było bardzo urocze. Zewsząd spoglądały na przybyszów obce twarze ludzi uśmiechniętych od ucha do ucha. Wioska ta była pełna takich osób. Pozytywnie nastawionych do życia.
W Brendan Cork była także mała cukiernia. Severus nigdy jeszcze nie jadł takich pyszności. Wszystkie kremówki, eklerki i inne ciastka w najprzeróżniejszych kształtach i smakach wprost rozpływały się w ustach. Najgorszy krytyk nie mógłby nie poprosić o kolejne ciasteczko. Przy tamtej cukierni Miodowe Królestwo wydawało się czymś śmiesznym.
Była tam też księgarnia antykwariat. Mimo, że to małe miasteczko asortyment tego miejsca był naprawdę wielki. Można tam było znaleźć dosłownie wszystko. Gdy tylko weszło się w progi księgarni czuło się zapach starego pergaminu, od którego człowiekowi robiło się ciepło na sercu. Kiedy był tam z Lily po prostu nie mógł jej odkleić od najprzeróżniejszych ksiąg, dopóki nie nakupiła sobie ich tyle, że we dwoje z trudem zdołali je ze sobą zabrać.
Jednak nie ze względu na piękno i wszechstronną gościnę Severus nie mógł zapomnieć tego miejsca. To właśnie w Brendan Cork, gdzie chłopak wraz z Lily wybrali się pewnego, upalnego, sierpniowego dnia dwa lata temu na przejażdżkę, dziewczyna powiedziała mu, że on jest dla niej bardzo ważny. Wyznała mu też, że nie wie co by zrobiła, gdyby go nie było. To jedne, jedyne wyznanie było dla niego ważniejsze od miliona innych słów i wyznań wypowiedzianych przez tą rudowłosą dziewczynę. TO wyznanie sprawiało, że każdego ranka budził się z uśmiechem na twarzy. TO wyznanie czyniło, że wytrzymywał napiętą atmosferę w domu, kiedy jego ojciec wracał do domu pijany i wszczynał awantury. I wreszcie TO wyznanie nakręcało go jak zegarmistrz nakręca zegarki, aby te działały i Severusowi po prostu chciało się żyć.
Oczywiście, Lily… Jak mógłbym zapomnieć? spytał z ni to wyrzutem ni naganą w głosie, jednocześnie zanurzając swą rękę w jej bujne loki.
Chciałabym tam kiedyś znowu pojechać… powiedziała wzdychając.
A co? Skończył ci się zapas książek, które wtedy nakupowałaś?
Zaśmiał się. Dziewczyna lekko podniosła kąciki ust ku górze i zupełnie jakby nie usłyszała tego przytyku kontynuowała:
Z tym miejscem wiążą się wspaniałe wspomnienia. Wiesz, Sev?
Na brodę Merlina! Czemu ona musiała się tak zachowywać? Czemu musiała postępować tak dwuznacznie?! Robiła te wszystkie rzeczy, które robi się na znak miłości do kogoś. A przecież on wiedział, że on jest dla niej tylko przyjacielem. Więc czemu zachowywała się jakby było inaczej?! Czemu była w stosunku do niego taka czuła? Czemu leżała teraz opierając się o jego ramię? Severus nie mógł tego pojąć. Jej zachowanie go w jakiś sposób uszczęśliwiało ale gdy pomyślał o tym, że Lily odbiera w zupełnie inny sposób te wszystkie wspólnie spędzone chwile czuł jakby w jego ciało, serce wbijano właśnie komplet noży kuchennych. Tylko musiał sobie zadać jedno ważne pytanie… Czy on naprawdę chciał, żeby Lily postępowała inaczej? Żeby go ignorowała i po prostu z nim od czasu do czasu zamieniała parę słów? No właśnie… Nie chciał tego.
Już kleił w myślach jakąś odpowiedź na jej wcześniej zadane pytanie, kiedy drzwi przedziału rozsunęły się gwałtownie, a do środka wszedł ktoś, kogo Severus pragnął najmniej w tej chwili ujrzeć. Wyplątał rękę z włosów dziewczyny, która poderwała się i usiadła normalnie i zacisnął rękę na różdżce wstając. Spojrzał nienawistnie w stronę Jamesa Pottera- bruneta z okrągłymi okularami. Za nim ujrzał jego nierozłączną bandę: Lupina, Blacka i Pettigrewa. Dwaj ostatni mieli kpiące uśmieszki na twarzy, lecz Lupin miał dziwnie rozszerzone źrenice i wyglądał na bardzo osłabionego. Zdawać się mogło, że nie dociera do niego to, co rozgrywa się tuż obok. Po prostu stał i patrzył nieprzytomnym wzrokiem za okno. Na kulisty księżyc.
Na twoim miejscu, Evans, umyłbym porządnie głowę, kiedy tylko wrócisz do zamku. Nie chcesz chyba zarazić się czymś o tego Śmiecierusa? spytał kpiąco James opierając się o framugę drzwi i obracając swoją różdżkę między palcami.
Lily prychnęła z pogardą, natomiast Severus już cały wrzał z gniewu. Twarz, która jeszcze przed chwilą była trupioblada teraz zaszła czerwienią.
Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Potter i jego banda… Boisz się sam przyjść? Musisz się wysługiwać tymi, pożal się Merlinie, pomagierami? Sam różdżki bez nich w stanie nie jesteś unieść?! krzyknął w jego kierunku Severus.
Lily poderwała się z siedzenia i stanęła za Severusem kładąc mu swoje dłonie na jego ramionach i patrząc złowrogo na Jamesa.
Jej dotyk sprawił, że się rozluźnił. Na chwilę opuścił lekko różdżkę, lecz gdy sobie przypomniał o tym co się dzieje ścisnął ją mocno i wycelował w bruneta.
Nie są tego warci, Sev wyszeptała mu do ucha dziewczyna.
Tak, Evans… Otrzyj łezki Wycierusowi powiedział kpiąco James śmiejąc się.
Severus coraz bardziej kipiał ze złości.
On chce cię tylko sprowokować… Nie pozwól się ponieść emocjom wyszeptała Lily po czym krzyknęła w kierunku Jamesa. Odwal się od niego, Potter!
Ależ oczywiście, Evans. Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna rzecz… Jak ty możesz przebywać w jednym przedziale z tą ofiarą? Nie wolisz iść i z nami spędzić czas nie przejmując się tym, że później będziesz miesiącami zwalczać wszy? Naprawdę bardzo ci…
Lily zdążyła jeszcze tylko mocno ścisnął ramiona Severusa.
SECTUMSEMPRA!
Wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie. James w jednej chwili przestał się śmiać. Zaczął powoli ześlizgiwać na podłogę. Po chwili już leżał na podłodze, a na jego skórze zaczęły pojawiać się głębokie rany. Zupełnie jakby ktoś pociął go niewidzialnym nożem. Z ran zaczęła sączyć się krew. James otworzył usta i po chwili także z nich zaczęła się sączyć strumykiem bordowa ciecz. Ani Lily, ani nawet trzej „pomagierzy” Jamesa nic nie byli w stanie zrobić. Stali jak sparaliżowani. Tymczasem Potter się wykrwawiał. Severus zobaczył, że wokół ciała chłopaka zaczął gęstnieć tłum. Zapewne usłyszeli, że się kłócą i przybiegli aby zobaczyć jaka sensacja nadarzyła się tym razem. Patrzyli teraz wszyscy z przerażeniem wymalowanym na twarzy i wytrzeszczonymi oczyma to na bezwładne ciało chłopaka, który leżał na podłodze, to na czarnowłosego, który nadal miał uniesioną różdżkę.
Severusowi nie było przykro. Wiedział, że gdy rzuci to zaklęcie efekt będzie właśnie taki. Sam przecież wymyślił to zaklęcie w wakacje. Poczuł coś w rodzaju chorej satysfakcji. W końcu Potter wreszcie dostał za swoje.
Co tu się dzieje?! krzyknął wysoki kobiecy głos. W tej chwili wszyscy uczniowie mają wrócić do... swoich… CO TU SIĘ STAŁO?!
W tej właśnie chwili wysoka czarnowłosa kobieta w okularach z prostokątnymi oprawkami zdołał przedrzeć się przez tłum i z przerażeniem kryjącym się w jej zimnych oczach spoglądała na Jamesa. Była to profesor McGonagall. Nauczycielka transmutacji i zastępczyni dyrektora Hogwartu.
Jej spojrzenie powoli powędrowało od Jamesa do Severusa, który wciąż dzierżył dumnie różdżkę przed sobą.
Nie powiedziała jednak nic i pochyliła się nad rannym, wokół którego była już kałuża krwi. Jego biała koszula, w którą był ubrany teraz całkowicie była już zabarwiona krwią. James miał zamknięte oczy. Najprawdopodobniej gwałtowny upływ krwi sprawił, że stracił przytomność.
Tymczasem McGonagall uklękła nad nim i różdżką wodząc po jego ciele zaczęła szeptać zaklęcie.
– Vulnera sanentur, vulnera sanentur, vulnera sanentur.
A im więcej razy wypowiedziała te słowa tym krwi wokół Jamesa było mniej. W magiczny sposób zbierała się z podłogi i wtapiał z powrotem w jego rany. Zupełnie jakby puścić film od tyłu. Efekt ten sam.
W końcu pręgi na jego ciele zabliźniły się nie pozostawiając po sobie śladu. Otworzył powoli oczy.
Nic panu nie jest, Potter?
Oprócz tego, że czuję się, jakby ciężarówka po mnie przejechała, to nie… wydyszał po chwili słabym głosem.
McGonagall spojrzała w końcu na Severusa, który nie poruszył się przez ten cały czas. Lily ciągle była w niego wczepiona od tyłu. Moment, w którym zimne i nie wyrażające żalu oczy Severusa spotkały się ze wzrokiem kobiety musiał kiedyś nadejść.
Snape! Spodziewam się pana w moim gabinecie od razu po przybyciu do zamku rzuciła w jego kierunku i zaczęła się przedzierać przez tłum wraz z Jamesem, a za nimi podążyła wierna trójka „pomagierów”.
A wy nie macie lepszego zajęcia do roboty?! usłyszał jeszcze krzyk McGonagall. Wracać do przedziałów!
Nikt jednak się nie poruszył. Mieli zbyt dużą sensację. Teraz wszyscy zwrócili oczy w kierunku Severusa, a ten zatrzasnął im drzwi przed nosem i zasłonił roletę.
Obrócił się ku Lily. Jedyne co zobaczył w jej oczach to przerażenie. Patrzyła się przed siebie zupełnie tak jakby nie dostrzegała Severusa.
Lily… zaczął niepewnie, lecz ta uciszyła go gestem dłoni.
Powoli (zdawało się to trwać całe wieki) spojrzała mu w twarz. Przerażenie wyparowało z jej oczu. Pojawiły się w nich jednak błyski. Błyski wściekłości.
Coś ty zrobił?!
Nic.
To nazywasz niczym?! Stosujesz czarną magię na innych?! Skąd w ogóle znasz to zaklęcie?
Całą aż wrzała z gniewu.
Wymyśliłem powiedział zimnym tonem.
Wymyśliłeś… powiedziała raczej do siebie.
I sięgnęła po swój kufer.
Hej, hej! Co ty niby robisz? krzyknął Severus chwytając ją za nadgarstki.
Wychodzę! Jeśli myślisz, że będę tu siedziała z kimś, kto się para czarną magią, to grubo się mylisz! Puszczaj mnie!
Jednak nie uwolnił jej rąk.
Przecież jemu o to chodziło! Żeby na niego rzucił jakieś zaklęcie! Powinien mi być wdzięczny!
Wdzięczny, powiadasz?!
Teraz wydzierała się na niego na całego.
Tak! Wreszcie osiągnął to, na czym mu tak bardzo zależało! To, o co stara się przez cały czas.
A niby co to takiego?! No dalej! Oświeć mnie!
Rozgłos! Przez całe tygodnie nie zejdzie teraz z ust innych. Założę się, że jutro będzie oblepiany przez dziewczyny, a ten będzie opowiadał im jak to już umierał i widział światełko w tunelu. I że jeszcze sekunda i by go nie było…
A ja będę wśród tych dziewczyn! krzyknęła i teraz dziewczyna wydarła się bez problemu w jego żelaznego uścisku zabierając swój kufer i wychodząc.
A on ciągle wpatrywał się niemym spojrzeniem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała. Jej słowa zadziałały na niego jak mocny sierpowy w twarz. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę to od niej usłyszał.
Wtedy zobaczył, że na korytarzu nadal wszyscy uczniowie stoją. Podbiegł i wydarł się na nich:
SPADAĆ MI STĄD!!! ALE JUŻ!
I zatrzasnął drzwi.
Gdyby tylko ona wiedziała ile bólu sprawiły mu jej słowa. Gdyby tylko widziała jak teraz jego całe ciało zalewa fala niewyobrażalnego cierpienia, które płonęło w nim niczym ogień.

„A ja będę wśród tych dziewczyn!”

Sześć słów,
z których każde
wbijało mu nóż
coraz głębiej
w serce.


____________________
Witam tych wszystkich, którzy przeczytali rozdział i nie zamknęli strony znudzeni gdzieś po pierwszym akapicie ;P Dziękuję za te wszystkie komentarze, które do tej pory dostałam od Was. :) Nawet nie wiecie ile dla mnie znaczy to, że komuś jednak się to podoba. To czyli moje opowiadanie. Mój styl pisania, mój pogląd na świat (bo przecież każdy pisarz pisząc swoje dzieło udostępnia czytelnikom to, jak postrzega otaczających go ludzi i otoczenie. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi :) ). A więc wielki dzięki jeszcze raz! ^^
Kiedy napisałam ten rozdział – już jakieś dwa tygodnie temu – w pierwszej wersji ostatnie pięć wersów miało być jednym zdaniem zamieszczonym w jednej linijce. Kiedy jednak patrzyłam na to krótkie zdanie, zdałam sobie sprawę, że nie oddaje w pełni… hm… dramatyzmu (?) tej sceny. Tak więc rozdzieliłam go na pięć króciutkich linijek. Do tego wszystkiego kochana kursywa i jest! ;) Pomysł ten zaczerpnęła z bloga mojego przyjaciela – Czarka. Mam nadzieję, że nie jesteś zły :) No powiedz, że nie jesteś :D
Zapraszam na Jego bloga :) Pisze niesamowite opowiadanie ^^
http://o-bolu-i-milosci.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wszystko to, co napisałam w tym rozdziale jest dosyć zrozumiałe. Przepraszam, jeśli są jakiekolwiek błędy, ale ja już tak mam, że rozdziały piszę i sprawdzam czy nie zawierają pomyłek w nocy, a właściwie nad ranem, tak więc… Jakby coś było nie tak to przepraszam. Na koniec, kończąc już tą litanię, która zaraz będzie dłuższa od całego rozdziału (Jaka ze mnie gaduła, no… -.-) pragnę Wam powiedzieć, drodzy czytelnicy, że to na Waszej opinii mi najbardziej zależy, więc proszę Was z całego serca o pisanie komentarzy, krytyk, czegokolwiek co Wam się podoba, a co niekoniecznie. (Weryfikacja komentarzy wyłączona). Dziękuję za uwagę! :D

P.S Dodałam nową piosenkę do Playlisty :D Always- Wrethova. Uwielbiam go, a kiedy zobaczyłam, że ma piosenkę, która idealnie pasuje do mojego opowiadania, pod względem tytułu i nastroju, od razu ją dodałam. Która piosenka to Wasz faworyt? :)
Miłego dnia Wam życzę,
Gutta- Bad, lepiej znana jako Martyna :D

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 2


Słońce w dosyć brutalny sposób wydarło Severusa spod panowania Morfeusza. Powiedział coś pod nosem, co ni w ząb nie przypominało żadnego artykułowanego dźwięku. Był zły na cały świat. Właśnie pozbawiono go wspaniałego snu, w którym to wraz z Lily obserwowali spadające meteoryty, a później zasnęli przytuleni do siebie.
Wtedy coś Severusa zaskoczyło. Skąd w jego pokoju wzięło się to łagodne szumienie wody? I dlaczego to łóżko jest takie niewygodne?! Zupełnie jakby spał na kamiennej podłodze. Dobra. Może jego materac w rodzinnym domu na Spinner’s End nie należy do tych luksusowych, no ale wszystko w granicach rozsądku. Nie powinien go teraz boleć dosłownie każdy mięsień ciała. Otworzył oczy a słońce od razu go oślepiło. Usiadł i przeczesał ręką swoje potargane, czarne włosy sięgające mu prawie do ramion. Później, wciąż zaspanym wzrokiem, rozejrzał się dookoła. I aż go zamurowało. Zobaczył rzekę i parę pagórków. Spostrzegł drzewo, pod którym spali. Tak, Lily leżała obok niego z kocem naciągniętym po samą szyję. Na jej twarzy widniało pełno piegów, które uwydatniły się przy kontakcie ze słońcem. Włosy miała rozrzucone dookoła głowy, które teraz połyskiwały w promieniach słonecznych. Tylko parę niesfornych kosmyków zasłaniało jej twarz. Severus sięgnął ręką i delikatnie zgarnął je na bok. Dziewczyna lekko się poruszyła, lecz nadal spała.


„Więc to nie był sen”, myślał. „To piękna rzeczywistość”.
Uśmiechnął się i powoli – tak żeby nie zbudzić Lily – wstał i poszedł obmyć twarz wodą. Była zimna ale od razu sprawiła, że sen i zmęczenie odeszły w niepamięć. Gdzieś w najdalszy zakamarek jego umysłu. Spryskał jeszcze wodą swój nagi tors (bluzkę przecież przeznaczył, aby wykonać opatrunek dla Lily), po czym wrócił do dziewczyny i wyciągnął ze swojego plecaka jedną z kanapek, które przyszykował wczoraj przed wyjściem z domu. Zaczął odgryzać od niej wielkie kęsy. Był potwornie głodny.
Przez cały czas patrzył na śpiącą Lily. Wyglądała tak pięknie, tak niewinnie. Zupełnie jak mała dziewczynka, która żyje w jakimś innym, bardzo odległym świecie i cały czas pogrążona jest w swych marzeniach, odłączona od rzeczywistości. Jak maleńka istotka, która żyje w przekonaniu, że na świecie nie ma zła i nikt nigdy jej nie skrzywdzi. Sam nie wiedział, czemu tak pomyślał. Po prostu tak mu się skojarzyło, gdy patrzył na jej rumianą twarz. Lily zresztą zawsze należała do tych (trzeba przyznać, że nielicznych) osób pozytywnie nastawionych do świata, które zawsze patrzą na innych przez wielkie, różowe okulary. Do takich osób, które przesadnie wierzyły w innych ludzi.
Gdy był już w połowie kanapki po raz pierwszy zaciekawił się tym, która jest godzina. A gdy spojrzał na przegub swojej ręki, na tarczę swojego starego zegarka zachłysnął się ostatnim połkniętym przez niego kawałkiem kanapki.
Cholera jasna! krzyknął, gdy już powstrzymał kasłanie. Lily! Wstawaj! Słyszysz?!
Potrząsnął dziewczyną.
So się sało? wysapała wciąż zaspanym głosem przecierając rękami swoje oczy, a następnie rozciągając się.
Już dziewiąta! Mamy tylko dwie godziny do odjazdu pociągu. A jeszcze musimy dojechać do Londynu!
Lily od razu się rozbudziła.
Dlaczego wcześniej mnie nie obudziłeś?
Zaczęli zwijać pośpiesznie koce i wpychać je do wielkiego plecaka Severusa. Lily założyła swoją bluzkę, która mimo uprania w rzece nadal nosiła liczne plamy błota, a chłopak powiedział ze złością:
Sam dopiero co wstałem…
Ruszyli szybkim marszem przez las. Severus trzymał Lily za rękę w obawie, żeby ta się nie przewróciła. I dobrze, że to robił, ponieważ nie patrzyła pod nogi spiesząc się, co spowodowało, że co chwila potykała się o jakieś wystające gałęzie.
Gdy dotarli do miasteczka Severus powiedział jej, że pójdzie do domu po kufer i później od razu do niej przybiegnie. Lily natomiast udała się truchtem do swojego domu. Szczerze powiedziawszy to bardzo się bała tego, co powiedzą jej rodzicie. Była pewna, że przez całą noc nie zmrużyli oka i zamartwiali się dociekając, gdzie też ona jest. W akcie desperacji mogli nawet wezwać policję. A przecież tłumaczenie się glinom nie byłoby jej na rękę. Zważywszy, że muszą zaraz wyjeżdżać do Londynu, jeśli chcą nie spóźnić się na pociąg i uczestniczyć w uczcie powitalnej w Hogwarcie.
Lily wbiegła szybko do domu zatrzaskując za sobą drzwi. Nie zwróciła uwagi na rodziców, którzy od razu pojawili się w holu tylko pobiegła na górę i wstąpiła do swojego pokoju. Przytaszczyła kufer stojący w kącie na sam środek pokoju i zaczęła biegać po całym pomieszczaniu co chwila dorzucając różne rzeczy do skrzyni. Na sam koniec wrzuciła byle jak wszystkie książki i przykryła je szatą wyjściową. Specjalnie położyła ją na wierzch biorąc pod uwagę fakt, że w pociągu będzie musiała się przecież w nią przebrać, a nie chciała później marnować czasu i dokopywać się do niej przez liczne książki i inne – mniej lub bardziej przydatne – rzeczy.
Wtedy ktoś otworzył drzwi do jej pokoju.


* ~~~~ * ~~~~ *

Severus otworzył drzwi swojego domu. Już w progu zorientował się, że coś jest nie tak. Z pokoju obok dochodziły wrzaski ojca.
Co ty sobie właściwie, kobieto, wyobrażałaś?!
Severus zacisnął dłonie w pieści. Jak zwykle Tobiasz wrócił pijany nad ranem i od razu po przebudzeniu awanturował się o byle pierdołę. Chłopak zaczął iść powoli przez hol, a z każdym wrzaskiem ojca i cichym słowem jego matki, która próbowała się go uspokoić czuł jak gniew wypełnia całe jego ciało. Kiedy mijał kuchnię zobaczył kątem oka pustą butelkę po wódce na stoliku. Druga leżała rozbita na podłodze wśród pozostałości płynu, którego Tobiasz nie zdążył dopić do końca.

Severus poszedł dalej niesiony emocjami, a gdy tylko zobaczył uchylone drzwi pokoju i kolejną serię wrzasków jedyne o czym marzył to podbiec do tego alkoholika i zacisnąć swoje ręce na jego szyi. Tak, żeby już więcej nie skrzywdził jego i mamy. Żeby wreszcie mogli być wolni. Żeby ona się nie bała każdego nadchodzącego dnia. Tobiasz jednak umiał być przekonujący i Eileen wierzyła mu za każdym razem, kiedy on zapewniał ją, że potrafi się zmienić. Jakże ona była naiwna.

– Proszę, uspokój się. Sąsiedzi usłyszą – błagała go przyciśnięta do ściany.

Z policzka ciekła jej krew.

– NIC MNIE NIE OBCHODZĄ, KOBIETO, CI CHOLERNI SĄSIEDZI! MAM ICH GDZIEŚ! – wydzierał się jego ojciec i podniósł rękę, żeby po raz kolejny przyłożyć jego matce. Jednak Severus był szybszy. Przyskoczył szybko do Tobiasza i uwięził w żelaznym uścisku jego oba nadgarstki. A później odepchnął go od Eileen. Nie było to zresztą trudne, bo ojciec z trudem utrzymywał się na nogach, tak był zalany.

– Ty wstrętny, gówniarzu! Ja ci dam podnosić łapę na swojego ojca... – i zaczął iść chwiejnym krokiem ku chłopakowi, lecz on wypchnął go po prostu z pokoju i zatrzasnął za nim drzwi. Zamknął je na klucz, po czym krzyknął:

– Ja nie mam ojca! Zapamiętaj to sobie!

Podszedł powoli do swojej matki, która teraz siedziała skulona w kącie i płakała cicho.

– Nic ci nie jest? – spytał cicho dotykając jej ręki.

Jednak nie odpowiedziała nic. Nadal łkała zasłaniając sobie twarz dłońmi. Wziął ją pod ramię i zmusił, aby wstała i usiadła na skraju łóżka.
Usłyszał trzask drzwi frontowych. Tobiasz wyszedł. Najprawdopodobniej po kolejną porcję alkoholu albo do swoich koleżków, z którym miał wspólne hobby. Upijanie się do nieprzytomności i katowanie swoich rodzin.

Severus wyszedł do łazienki aby przynieść apteczkę. Wyjął z niej kilka plastrów i gazików oraz wodę utlenioną, po czym wrócił z powrotem do Eileen. Usiadł w milczeniu koło niej i zaczął jej obmywać ranę na policzku.

– O co tym razem poszło? – spytał ledwo dosłyszalnym tonem. Gardło ściskało mu się za każdym razem, gdy musiał patrzeć na coraz to nowsze ślady po przemocy Tobiasza. W takich chwilach chciał uciec z mamą jak najdalej. Tak, żeby już nigdy go nie spotkać. Ale jednocześnie chciał go zabić. Ukatrupić. Żeby już nigdy nikogo nie mógł skrzywdzić. Darzył go wyjątkową nienawiścią. Nienawiścią, która zaślepiała go i wypełniała jego całe ciało, kiedy był światkiem jednej z takich właśnie scen, jaka odegrała się przed chwilą na jego oczach.

– O zwykłą drobnostkę – powiedziała po chwili już uspokojona. – Stłukłam niechcący szklankę, kiedy zmywałam naczynia. Nie chciałam się pokaleczyć, więc użyłam czarów. I właśnie wtedy wrócił. Znasz go… Czasem jest wyrywny. A szczególnie kiedy chodzi o magię. Nienawidzi jej – dokończyła, a po jej policzkach ściekły świeże łzy.

– Wyrywny? – powtórzył z niedowierzaniem w głosie Severus. – To nazywasz wyrywnością?! – wskazał na jej policzek.

Nie odpowiedziała.

– Czemu po prostu nie odejdziesz? Nie możesz wyjechać do babci? Przyjęłaby cię przecież.
– Nie mogę – wyszeptała.

W jej oczach czaił się strach. Bała się Tobiasza. Bała się tego, jak zareaguje, kiedy nie zastanie jej w domu. Bała się tego, że ją odnajdzie i wtedy już nie będzie „delikatny”. Tylko, czy w jej oczach nie czaiło się coś jeszcze? Severus był prawie przekonany, że za tym strachem przed tym, co przyniesie następny dzień było coś jeszcze. Ale czy to możliwe?! Eileen po prostu obawiała się tego, że Tobiasz nie da sobie bez niej rady?! Tylko jak może ją obchodzić los człowieka, który znęcał się nad nią od zawsze?! Dzień w dzień. Który traktował ją i jego syna jak śmiecia z byle powodu? Rzucał nimi o ściany i podnosił rękę, kiedy tylko coś mu się nie spodobało? Czy można współczuć komuś… takiemu?!

– Musisz coś z tym zrobić… Ja będę bezpieczny w Hogwarcie… A ty? Co ty zrobisz?

Milczała. Severus przytulił ją do siebie widząc, że ta ponownie zanosi się płaczem, rozdarta w środku, bo nie wiedziała co ma zrobić… 
* ~~~~ * ~~~~ *

Czy tyś do reszty zgłupiała?! krzyknął jej ojciec.
Ted, tylko nie nerwowo uspokoiła go żona.

Jak mam być spokojny?! Całą noc się zamartwiamy, a ona wraca cała utytłana błotem i nawet nie powie, gdzie była ani co robiła! odwrócił wzrok od matki Lily i spojrzał na rudowłosą. A ty nie sądzisz, że przydałoby nam się parę słów wyjaśnienia?
Oczywiście, że tak. Tylko czy my nie możemy porozmawiać w drodze do Londynu? Jeśli nie wyjedziemy za parę minut, pociąg nam odjedzie. Severus zaraz tu będzie. Zabierze się z nami, dobrze?
Mówiąc to dziewczyna podniosła z wielkim wysiłkiem ciężki kufer i podeszła w stronę drzwi. Rodzice jednak nie mili zamiaru jej przepuścić.
Przepraszam. To jest trochę ciężkie wysyczała.
Masz w tej chwili powiedzieć mnie i twojej matce gdzieś ty, do cholery, była!
Lily przestraszyła się. Ojciec jeszcze nigdy nie był w tak silnym stanie emocjonalnym, żeby podnieść głos. A teraz wydzierał się na nią. Lily wiedziała, że źle zrobiła nie wracając na noc do domu, ale chwile, które spędziła wraz z Sevem były takie cudowne. Nie chciała, żeby się skończyły. Zresztą była wczoraj tak zmęczona, że nie dałaby rady dowlec się nawet do lasu.
Nie mam zamiaru się z wami kłócić
powiedziała zła i przecisnęła się siłą między rodzicami.
Ted trochę się zdumiał stanowczością jego córki, ale zaraz przywrócił na swoją twarz grymas złości.
A co ci się stało w nogę jeśli mogę wiedzieć?! krzyknął gdy Lily schodziła z kufrem ze schodów.
No tak. Na nodze ciągle miała zawiązany kawałek materiału z bluzki Severusa. Musiało to wyglądać podejrzanie. Bowiem chyba żaden normalny człowiek nie chodzi w ubraniu uwalonym błotem i w opasce na kolanie. Wyglądała jakby wyszła z buszu. Dosłownie. Tak jakby przez miesiąc siedziała gdzieś na odludziu, zabijała zwierzynę gołymi rękoma i żywiła się ich mięsem. Tak to chyba dobry przykład.

To tylko... prowizoryczny opatrunek – uśmiechnęła się dziewczyna powtarzając słowa Severusa.
Frontowe drzwi otworzyły się i wkroczył przez nie chłopak trzymający kufer.
„O wilku mowa”, pomyślała Lily.
Witam państwa przywitał się z rodzicami Lily.
Hej, Sev. Okej, to ruszamy. Tylko pójdę się jeszcze przebrać.
Zostawiła swojego przyjaciela narażając go na atak swojego rozjuszonego ojca i poszła do łazienki uprzednio zabrawszy świeżą bluzkę i spodnie z szafy. Przebrała się szybko, uczesała lekko potargane włosy i zbiegła na dół akurat, aby usłyszeć słowa ociekające jadem.
– Widzicie? Mówiłam wam, że za tym wszystkim stoi ten patologiczny dzieciak – Snape.
Były to słowa jej siostry.
Lily nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała. W jej ciało wstąpił nieopanowany gniew. A więc jej przyjaciel został zaatakowany przez jej rodziców i ten opowiedział im całą historię. W chwili, gdy Severus mówił coś w stylu „Och! Wypraszam sobie!”, Lily wbiegła do salonu i zaczęła krzyczeć w kierunku Petunii
– Ty wredna, małpo! Jeszcze raz usłyszę coś takiego od ciebie, to zapewniam cię, że sobie wtedy porozmawiamy! Ale uprzedzam cię, że nie zawaham się wtedy użyć różdżki!
Severus zaczął ją odciągać od siostry i mówić, żeby się opanowała, ale ona krzyczała dalej w kierunku przerażonej Petunii:
– Nawet jeśli mnie wywalą z Hogwartu albo wsadzą do Azkabanu to bądź pewna, że coś ci się stanie!
– Lily, daj spokój… – powiedział Severus.
Zapanowała cisza. Rudowłosa dochodziła do siebie, a gniew powoli z niej ulatywał czubkami palców u nóg. Nikt się nie odzywał. Wszyscy patrzyli otępiale nie wiedząc jak zareagować na to, co przed chwilą się rozegrało przed ich oczami. Najbardziej osłupiała stała Petunia, która nigdy nie doświadczyła tego, aby siostra na nią podniosła głos, a co dopiero nawrzeszczała i zaczęła w nią ciskać wyzwiskami.
– Mmm… Taak… To może. Ktoś chce herbaty? – spytała nieśmiało mama Lily chcąc rozładować atmosferę.
A gdy Lily posłała jej na wpół mordercze, na wpół irytujące spojrzenie a do tego wszystkiego zacisnęła mocno usta przygryzając mocno dolną wargę, pani Evans poczuła, że nie powinna była tego mówić. Ale przecież zawsze jest tak, że jeśli człowiek chce dobrze to wszystko obraca się przeciw niemu.
 
*  ~~~~  *   ~~~~   *
Piętnaście minut później siedzieli już w zatłoczonym samochodzie. Rodzice dziewczyny z przodu, a Lily i Severus z tyłu. Mimo, że jechali na dworzec godzinę nikt nie odezwał się ani słowem. Każdy miał jeszcze przed oczyma i w głowie widok z salonu. Chłopak chciał jej powiedzieć jak bardzo jest jej wdzięczny i jak mu się miło zrobiło, kiedy jego… przyjaciółka stanęła w jego obronie, lecz nie chciał przerywać milczenia. Pomyślał sobie przecież, że będzie jeszcze mnóstwo czasu aby powiedzieć jej jakie to było dla niego ważne. A gdy do jego umysłu napłynęła wizja wspólnie spędzonych chwil w Hogwarcie, które niedługo staną się rzeczywistością uśmiechnął się pod nosem. Marzył o tym, aby wraz z Lily wylegiwać się pod tym starym drzewem nad jeziorem. Nawet nie miał nic przeciwko wspólnej nauce. Byleby tylko Lily była przy nim. O nic więcej nie prosił. Tylko o to. Wiedział jednak, że ta prośba jest wielką zachcianką. Dziewczyna bowiem miała w nim tylko przyjaciela. To zabawne, ale on nigdy nie zdobył się na to, aby porozmawiać z nią o swoich uczuciach. Zbyt bardzo się bał. Czego?
Odrzucenia… Tego, że spojrzy na niego jak na upośledzonego psychicznie i powie z zimną krwią, że ona do niego nic nie czuje. Mimo iż brzmiało to absurdalnie i nie pasowało to do temperamentu Lily, on właśnie się tego obawiał. Odrzucenia. Ostatecznie wyśmiania w twarz. Nie raz myślał o tym o ile łatwiej by mu się żyło, gdyby wreszcie zrzucił ten ciężar z serca i wyznał dziewczynie co do niej czuje. Nie chciał psuć tej przyjaźni, więc nigdy nie powiedział jej o swoich uczuciach.
Czasami jednak miał nikłe, maleńkie przypuszczenie, że Lily zdaje sobie sprawę z tego, że on, Severus ją kocha. Wydawało mu się, że czasami gdy patrzy w jej oczy (te cudne, zielone, kocie oczy) widzi taki błysk, który mówił mu, że ona sobie doskonale zdaje z tego sprawę. Taki sam błysk dostrzegł wczoraj, kiedy patrzyła na meteoryty a później ich spojrzenia na chwile się spotkały.

Po całej godzinie spędzonej w wszechogarniającej ciszy samochód państwa Evansów wreszcie wtoczył się powoli na zatłoczony parking dworca. Słońce, które jeszcze o godzinie dziewiątej dawało się mocno we znaki schowało się gdzieś za czarnymi chmurami, z których teraz lał deszcz. Niemiłosierne krople siarczyście ciskały w całkowicie już przemoczonych ludzi.
Do odjazdu pociągu pozostało im tylko pięć minut. Severus i Lily patrzyli nerwowo to na tłum przez, który nie mógł się przedrzeć samochód, to na deskę rozdzielczą, gdzie z nieubłaganą szybkością cyfry na zegarku zmieniały swoją liczbę. Jeśli w tej chwili nie wysiądą to nie zdążą na pociąg. Severus był tego pewny.
Lily, musimy iść. Dziękuję państwu za podwózkę.
Po czym chłopak wysiadł i wyciągnął z bagażnika oba kufry dziewczyny i swój. Lily rzuciła w stronę rodziców jakieś szybkie pożegnanie i obiecała, że będzie do nich regularnie pisać, po czym pobiegła za chłopakiem. Musieli się pośpieszyć, bo inaczej Express Hogwart odjedzie bez nich zostawiając ich na pastwę losu. A tego nie chcieli; Severus bowiem nie był typem osoby, która lubi być na ustach innych. Nie lubił robić wokół siebie rozgłosu. A wparowanie do szkoły w środku uczty powitalnej z pewnością nie umknęłoby niezauważalnie.
„Nie jestem jak ta żałosna imitacja czarodziejów, którzy nazywają siebie Huncwotami, żeby nie wytrzymać dnia bez popisywania się przed wszystkimi”, pomyślał.
Kiedy biegli z Lily po dworcu potrącając co chwila innych, niezbyt zadowolonych z tego faktu, ludzi wielki zegar na ścianie wskazywał za dwie jedenastą.
Severus przepychał się coraz szybciej prowadząc przed sobą wózek z dwoma kuframi i klatką z małą sówką płomykówką. Lily natomiast niosła swojego kota. Próbowali jak najszybciej dostać się do barierki między peronem dziewiątym a dziesiątym.
Mimo iż na dworze spędzili przed chwilą dosłownie minutę byli cali mokrzy. Ubrania lepiły im się do ciała, a włosy opadały strąkami wokół twarzy.


Minuta do odjazdu.


Dotarli wreszcie do barierki i rzucili się biegiem w jej kierunku. A w następnej chwili, gdy każdy normalny, człowiek - mugol pomyślałby sobie, że zderzą się zaraz z barierką i wywalą się wraz z całym wózkiem, oni zniknęli. Zniknęli, aby pojawić się zaraz na stacji, gdzie tabliczka na ścianie obwieściła wszem i wobec, że jest to peron .


Pół minuty do odjazdu.


Przepychali się pomiędzy rodzicami i pozostałą rodziną dzieci, które już powsiadały do pociągu. Ostatnie pożegnania, ostrzeżenia, pouczenia i całusy na do widzenia (Rym w pełni niezamierzony ^^ Wena płata człowiekowi różne figle o drugiej w nocy ;P )

Wreszcie dorwali się do pociągu i wsiedli do jednego z wagonów. A gdy tylko zatrzasnęli za sobą drzwi usłyszeli donośny gwizd lokomotywy i pociąg zaczął powoli sunąć przed siebie. Ku Hogwartowi. Ku lepszemu życiu Severusa.
___________________________
Na samym końcu chciałabym powiedzieć tylko tyle, że nie wiem co mam do końca sądzić o tym rozdziale. Ktoś (ten ktoś wie, że to on xD) powiedział mi po poprzednim rozdziale, że nie pokazałam nienawiści Severusa do ojca, więc w tym rozdziale chciałam zaspokoić jego niedosyt ;D No, mam nadzieję, że mi się udało. Rozdział miał być dłuższy, ale go skróciłam :) Powiem Wam tylko, że w następnej części będzie się dużo działo i zacznie się robić ciekawie. Pojawią się Huncwoci ^^ ujrzymy także ciemną stronę Severusa, ale nic więcej nie powiem (!) ;) Tak więc komentujcie, komentujcie i jeszcze raz komentujcie. Mówcie, co jest źle, co się nie podoba a z czego jesteście zadowoleni (Mniemam, że nie będzie tego dużo T^T). Weryfikacja komentarzy jest wyłączona, więc sklecenie kilku zdań nie wymaga chyba wiele czasu? :)
Pozdrawiam,
Gutta Bad

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 1

Słońce powoli zmierzało ku horyzontowi. Była właśnie godzina dziewiętnasta a ostatni dzień sierpnia dobiegał powili do końca. Lily poczuła przyjemne łaskotanie z brzuchu kiedy pomyślała, że jutro o tej samej porze będzie siedziała w pociągu zmierzającym do Hogwartu, szkoły Magii i Czarodziejstwa. A już za trochę ponad dobę będzie mogła zasiąść do uczty powitalnej przy stole Gryfonów. Poczuła się wyśmienicie. Nie mogła się doczekać także tego, jaką przemowę przygotowała Tiara Przydziału. Czy jak zwykle będzie opowiadać o tym, że w przyjaźni siła, czy też przestrzegać przed tym, aby uważać, ponieważ w obecnych czasach coraz więcej zła rozprzestrzenia się po całym świecie. I w końcu będzie mogła się spotkać z przyjaciółmi, z którymi regularnie korespondowała przez te dwa miesiące wakacji.
Jednak mimo tego, że cieszyła się z powrotu do Hogwartu ciągle było jej smutno. Spędziła w końcu cudowne chwile wraz z Severusem na wyjeździe. Z pewnością będzie jej tego brakowało. Tych wieczornych spacerów po wybrzeżu i tych pięknych zachodów słońca, których nie spotyka się w zwykłym, zaludnionym i przesiąkniętym zapachem spalin z fabryk mieście. Może i Cokeworth, miejsce zamieszkania Lily, było miejscem spokojnym, w zupełności nie nadającym się do tego opisu. Jednak zobaczyć zachód słońca wśród tych drewnianych, starych, stojących koło siebie domków, to tak jak lepić bałwana latem. Niewykonalne.
Lily siedziała właśnie w swoim pokoju i rozmyślała, co też spotka ją i Severusa na szóstym roku nauki w Hogwarcie. Była ciekawa czego nowego zdoła się nauczyć i dowiedzieć. Nie bała się. Należała bowiem do tego rodzaju uczennic, którym nauka nie sprawia problemów. Wiedziała, że sobie poradzi. Z Severusem natomiast było trochę gorzej. Nigdy nie miał jakiegoś szczególnego zapału do nauki, więc Lily pomagała mu i zaganiała go do książek tak często jak tylko mogła. Podczas roku szkolnego, gdy było ciepło często przesiadywali wspólnie nad jeziorem trenując jakieś zaklęcia transmutujące. Jedyne, do nauki czego chłopaka nie trzeba było namawiać to Eliksiry i Obrona Przed Czarną Magią. Te dwa przedmioty nie sprawiały mu żadnych problemów. Był nimi wręcz zafascynowany. Uwielbiał czytać książki o różnych miksturach i sposobie ich przyrządzania. Można go było też często spotkać z grubym woluminem zawierającym opisy różnych zaklęć złowrogich i informacji jak przed tymi urokami się bronić. Ta druga książka nie przypadła do gustu Lily. Martwiła się tym wielkim zainteresowaniem Severusa do Czarnej Magii. Bała się, że zejdzie przez to na złą drogę. Jej obawy pogłębiły się szczególnie wtedy, kiedy przez przypadek podsłuchała rozmowę chłopaka z jego przyjacielem, Lucjuszem Malfoyem. Rozmawiali o tym, jak bardzo chcieliby się zasłużyć służąc Voldemortowi jako Śmierciożercy. Kiedy spytała o to Severusa spławił ją mówiąc, że się przesłyszała. Nie uwierzyła mu, ale nie chciała więcej poruszać tego tematu. Nie lubiła się z nim kłócić. On zawsze był przy niej. Byli nierozłączni. Przyjaciółmi na dobre i na złe. Lily przekonywała samą siebie całymi godzinami, że Severus dorósł, i że nie ma już takich chorych ambicji jak kiedyś. Tylko czy to nie było raczej desperackim wmawianiem sobie, że wszystko jest dobrze. Może ona po prostu nie chciała dostrzec tego, co złe. A to wszystko w obawie przed tym, że mogłaby stracić swojego przyjaciela...
Z rozmyślań wybił ją cichy stukot w szybę. Kiedy usiadła na łóżku zobaczyła, że maleńka sówka próbuje dostać się do środka pokoju bębniąc w okno dziobem. Lily od razu ją rozpoznała. Takie niesamowicie barwne upierzenie mogła mieć tylko jedna sowa w tej okolicy. Dziewczyna podbiegła do niej i wpuściła ją do środka. Ptaszek przeleciał koło niej radośnie pohukując. Zatoczył jedno kółko pod suficie po czym wylądował lekko na skraju biurka. Tuż obok stosu książek, które leżały tam już od jakiegoś czasu, czekając, aż dziewczyna przezwycięży lenistwo i wreszcie zapakuje je do kufra wraz z innymi przyborami potrzebnymi do nauki w Hogwarcie.
-Cześć, Noony!- uśmiechnęła się Lily, głaskając sówkę po główce i odwiązała od nóżki płomykówki list. Zaczęła czytać te wszystkie zawijasy, którymi Severus zapełnił mały skrawek pergaminu:

 
„Witaj, Lily! Masz może trochę czasu? Może spotkalibyśmy się nad rzeką. Wiesz gdzie. Będę tam na ciebie czekał. Mam nadzieję, że przyjdziesz.

Do zobaczenie-

Severus


Uśmiechnęła się pod nosem. Przed wyjściem dała jeszcze tylko Noony’emu trochę pokarmu przeznaczonego dla sów, który trzymała zawsze pod ręką, wypuściła sowę przez okno i zbiegła na dół. Już miała wybiec z domu, gdy ktoś odezwał się tuż za nią ponurym i lodowatym głosem:
-Znów się idziesz z nim spotkać- raczej stwierdziła niż spytał dziewczyna, która na oko mogła mieć parę lat więcej niż Lily. Była wysoką, nienaturalnie szczupłą blondynką z włosami sięgającymi do ramion. Petunia stanęła koło swojej siostry i skrzyżowała ręce na piersi.
-On ma na imię Severus…- powiedziała Lily lekko poirytowana. Nie lubiła, kiedy Petunia mówiła o jej przyjacielu w ten sposób. „W ten” czyli z pogardą i z odrazą w głosie.
-Nie powinnaś się z nim zadawać- powiedziała blondynka, jakby zupełnie nie dosłyszała uwagi Lily- Wiesz o tym, że go nie lubię.
-Od kiedy to potrzebuję twojej zgody na to, aby się z kimś przyjaźnić?!- nie wytrzymała dziewczyna- Nawet go nie znasz, więc go nie oczerniaj!
-Czy do ciebie to nie dociera, że on pochodzi z patologicznej rodziny?- spytała Petunia wciąż tym samym, zimnym tonem.
-O czym ty w ogóle mówisz?!
-Dobrze wiesz o czym. Jego ojciec jest alkoholikiem. Leje jego matkę za byle głupstwo!
-A co z tym ma wspólnego Severus?!- wykrzyknęła Lily podburzonym tonem.
-To, że takie rzeczy się dziedziczy! Słyszysz? Dzie-dzi-czy!
Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę co ma na to odpowiedzieć Petunii. Chciała jej coś krzyknąć prosto w twarz. Powiedzieć coś, żeby ta zmieniła zdanie o cłopaku. Nie chciała się kłócić z siostrą. Kiedyś były nierozłączne, a odkąd ona zaczęła nienawidzić Severusa (z wzajemnością zresztą) nie mogły się zupełnie dogadać. Każda rozmowa kończyła się wtedy kłótnią.
Lily nie mogąc znaleźć żadnego argumentu wybiegła z oczami pełnymi łez z domu zostawiając szeroko otwarte drzwi. Dosłyszała jeszcze krzyk swojej siostry:
-Jeszcze się przekonasz! Zobaczysz, że miałam rację, ale wtedy będzie za późno!
Rudowłosa zaczęła biec, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Przyśpieszyła. Chciała jak najszybciej pozostawić za sobą dom. A przede wszystkim chciała jak najszybciej dotrzeć nad rzekę, gdzie mogłaby się wypłakać w ramię Severusa. Wiedziała, że on ją zrozumie. On zawsze rozumiał. Nigdy nie zdarzyło się, żeby ją wyśmiał lub powiedział, że przesadza i że zachowuje się jak małe dziecko. Zawsze do końca wysłuchiwał tego, co miała mu do powiedzenia, a później ją pocieszał i mówił, że będzie lepiej.
Po kilku minutach minęła ostatnie domki wioski i wbiegła wśród drzewa, w las. Już niedługo powinna dostrzec po prawej stronie małą łąkę, a za nią rząd pagórków. To właśnie za nimi wiła się mała rzeczka. Tam czeka Severus. Tam będzie bezpieczna. Z dala od złych wspomnień związanych z Petunią. Z dala od jej nienawiści do jej przyjaciela. Może i to wydawało się dziwne, ale przy tym brunecie zapominała o swoich rozterkach i problemach życia codziennego. Dopiero przy nim mogła być naprawdę sobą. Tylko przy nim. Codziennie musiał udawać kogoś innego. Kogoś, kim nie jest. A to posłuszną dziewczynkę przed rodzicami a to pewną siebie dziewczynę przed Petunią. A tak naprawdę nie była ani taka ani taka. W rzeczywistości była bardzo nieśmiałą dziewczyną, która nigdy nie bała się o siebie tylko o innych. Zawsze próbowała dostrzec w ludziach nie te paskudne cechy, lecz te, które przyciągają do siebie człowieka. Taką osobą właśnie była. Nieśmiałą optymistką patrzącą na świat prze różowe okulary.
Mknęła teraz pośród drzew z zawrotną prędkością. Na tyle szybko, że nie zdziwiła się zbyt bardzo, gdy w końcu potknęła się o jakiś konar i przewaliła się z hukiem na ziemię. To się musiało w końcu stać. Zawsze była niezdarą i zawsze kiedy biegła przez ten mały las musiała się chociaż raz przewalić. Nie lubiła tego lasu. Było tu tak ponuro. Nigdy nie spostrzegła tutaj żadnego kicającego zająca czy sarny. A przecież las ten nie należał do najmniejszych i nie raz z Sevem zagłębiali się weń daleko.
Zaklęła cicho pod nosem a po chwili przekręciła się na plecy i usiadła. Spojrzała na swoje nogi. Na jednym kolanie widniała wielka rana. „Trzeba było założyć dłuższe spodnie”, pomyślała patrząc krytycznie na swoje króciutkie jeansowe spodenki. Poczuła także piekący ból w dolnej części dłoni. Także i tam krew lekko się sączył z rozcięcia na skórze.  
Podźwignęła się na nogi i ruszyła dalej. Nie mogła przecież zawrócić do domu. Nie chciała widzieć teraz Petunii na oczy. Już wolała cierpieć z bólu niż wrócić tam i patrzeć jak jej siostra kpi sobie z niej. Kiedy już będzie nad rzeką, będzie mogła obmyć rany.
Szła więc dalej a już po chwili las zaczął się przerzedzać. Minęła ostatnie drzewo i wkroczyła na łąkę. Przemierzyła ją i pomimo piekącego bólu w kolanie zaczęła się szybko wspinać na pierwszy pagórek, a potem na kolejny i jeszcze następny. Wtedy go zobaczyła.
Stał nad jednym brzegiem rzeki odchylając głowę w tył obserwując czarne ptaki, które akurat przelatywały kluczem w powietrzu. Słońce oświetlało jego bardzo bladą twarz a Lily mimo znacznej odległości mogła dojrzeć jego ciemne oczy. Czarne włosy opadały mu na plecy.
Podbiegła do niego szybko i wtuliła się w jego plecy.
Severus podskoczył zaskoczony. Widocznie nie spodziewał się tak gwałtownego przywitania.
-Ja też się cieszę, że cię widzę, Lily… Ale już chyba możesz mnie puścić, bo zaraz mnie udusisz!- zaśmiał się.
I wtedy lekko wyswobadzając się z jej uścisku odwrócił się i spostrzegł, że Lily wcale się nie uśmiecha. Zobaczył jej zapłakaną twarz, lekko potargane włosy i przybrudzone błotem ubrania. A w końcu dostrzegł także wielką ranę na kolanie.
-Co ci się stało?!- spytał wstrząśnięty.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała i ponownie się do niego przytuliła. Objął ją niepewnie. Był od niej wyższy o głowę, tak więc nie mógł spojrzeć na jej twarz, którą wtuliła w jego czarną koszulkę.
Odsunął ją od siebie lekko i spytał ocierając z łez jej policzek:
-Lily, co ci się stało?
-N-Nic. Po prostu… się wywaliłam w lesie- powiedziała już nieco uspokojona- Znasz mnie. Niezdara. Cała ja.
-I właśnie dlatego płaczesz?- spytał niedowierzając, że to właśnie powód jej marnego stanu psychicznego- Chodź. Musimy ci obmyć ranę, żeby zakażenie się nie wdało.
Wziął ją za rękę i zaprowadził do strumyka. Kiedy dotknął ręką jej kolano syknęła.
-Musi trochę poboleć- powiedział ze współczuciem w głosie- Później przestanie.
I rzeczywiście. Parę minut później, kiedy Severus zdjął koszulkę, oderwał od niej strzęp materiału i obwiązał kolano Lily noga rzeczywiście przestawała już ją tak bardzo piec.
-Prowizoryczny opatrunek- powiedział dumny z siebie Severus siadając po turecku obok dziewczyny. Ta natomiast oplotła swoje nogi ramionami i zapatrzyła się przed siebie.
Nie powiedział nic więcej. Nie naciskał na nią, żeby wyjawiła mu co się stało. Stwierdził, że jeśli sama będzie chciała mu wyznać prawdę, to mu to powie. Była mu za to bardzo wdzięczna, lecz musiała mu się wyżalić. I tak to w pewnym sensie jego dotyczyło.
-To przez Petunię- powiedziała cicho i podniosła wzrok na swojego przyjaciela. Słuchał uważnie- Powiedziała coś, co mnie zabolało…
-Nie powinnaś jej słuchać. Wiesz, jaka ona jest.
-Och! Daj już spokój. Czemu wy się aż tak bardzo nienawidzicie…
Nie było to pytanie. Po prostu starała się zrozumieć, dlaczego oni muszą się wiecznie obrażać i pluć na siebie jadem.
Severus nic nie odpowiedział dając za wygraną. Lily natomiast dalej opowiadała:
-Boję się ci to wyznać, ponieważ to co powiedziała, nigdy nie powinno przejść przez jej usta. Nigdy.
Severus zachował kamienną twarz. Dziewczyna spuściła wzrok i zamknęła oczy. Nie chciała widzieć jego reakcji po tym, co chłopak zaraz usłyszy.
-Ona… Ona powiedziała, że pochodzisz z… z… z patologicznej rodziny. I, że w przyszłości będziesz taki jak twój ojciec. Ale ja w to nie wierzę…
-Lily…- powiedział cicho przerywając jej.
-Ja po prostu wiem, że ty…
-Lily- powiedział głośniej.
-Ty byś nie mógł, bo ty jesteś dobry…
W jej głosie czuć było rozpacz, ale Severus znowu jej przerwał:
-Lily, spójrz na mnie, proszę.
Otworzyła oczy i podniosła wzrok. Z przerażeniem stwierdziła, że chłopak znajduje się teraz tylko o kilka cali od niej.
Ujął powoli jej brodę ręką i powiedział powoli dobierając rozważnie każde słowo:
-Wiem, że tak nie uważasz. Ale nie zaprzeczysz, że mój ojciec jest alkoholikiem i niejednokrotnie podniósł rękę na mamę i na mnie. Wiesz o tym i tego nie zmienisz…
-Wiem, Severusie, ale…
-A to, co… ona powiedziała nie ma nic do znaczenia- uśmiechnął się z trudem powstrzymując się aby nie wstawić innego słowa zamiast „ona”, które na pewno nie należałoby do tych przyzwoitych.
Lily opuściła powieki.
Severus zbliżył rękę do jej włosów i wyjął z nich małą gałązkę z liściem, która musiała się przyczepić, kiedy dziewczyna upadła na ziemię.
Uśmiechnęła się i otworzyła oczy, a Severus mógł ujrzeć jej śliczne, wielkie, zielone oczy, które tak pięknie błyszczały na jej twarzy. Jedyne o czym wtedy marzył to to, aby wpatrywać się w nie już zawsze. Całymi godzinami.
-No dobra. No to ściągaj koszulkę- powiedział przerywając ciszę.
-Że co proszę?!- krzyknęła wzburzona dziewczyna.
A Severus dopiero wtedy pomyślał, że mogło to zabrzmieć dosyć dwuznacznie.
-No wiesz… Jest cała w błocie. Trzeba ją obmyć zanim wrócisz do domu, bo powiedzą, że napadło cię stado trolli górskich. A poza tym pod spodem masz podkoszulkę, czyż nie?- spytał uśmiechając się.
Tak więc Severus umył w strumyku górną część jej garderoby i powiesił ją na niskiej gałęzi jedynego, sędziwego dębu, który rósł przy rzeczce. A potem do niej wrócił.
-No to chyba możemy zaczynać- powiedział tajemniczym głosem.
Lily wyglądała na zaskoczoną. Do tej pory myślała, że Severus chciał się z nią spotkać tylko po to, aby porozmawiać, czy coś w tym stylu. Nie spodziewała się, że coś ją tu czeka. I bardzo się myliła.
-Wszystko już przygotowałem- powiedział chłopak patrząc na zdumioną twarz dziewczyny- Mam koce, kanapki… wszystko, co potrzebne, aby urządzić piknik. Mam nadzieję, że możesz tu zostać trochę dłużej? Jest godzina ósma. Za parę godzin ma się tutaj wydarzyć coś niesamowitego.
-Co takiego?- spytała teraz już podekscytowanym głosem.
-Niespodzianka- powiedział całując ją po przyjacielsku w czoło. A przynajmniej dziewczyna uważała, że to tylko przyjacielski całus. Severus był wniebowzięty.

* ~~~~ * ~~~~ *

Północ. Księżyc znajduje się wysoko oświetlając jasną łuną korony drzew. Mieni się ślicznie w falach potoku sprawiając, że woda błyszczy srebrnym światłem. Tak… Atmosferze tamtego miejsca bez wątpienia można było nadać nazwę magicznej.
Noc nie była przesadnie zimna. Wiał ot lekki wietrzyk wprawiając liście wielkiego dębu w ruch. Szumiały one w koronie drzew.
Na jednym brzegu rzeki, tuż pod masywnym drzewem na kocach leżała dwójka nastolatków. Chłopak i dziewczyna. Wpatrywali się na księżyc rozmawiając ze sobą na różne tematy. Czuli się cudownie. Dziewczyna jeszcze nigdy nie widziała takiego pięknego widoku. Mimo, że nie była to pełnia, księżyc był naprawdę cudowny.
-Severusie… Jest przepiękny- wyszeptała dziewczyna, jakby w obawie, że jeśli powie coś głośniej, to to wszystko zniknie. Drzewa przestaną szumieć, woda przestanie się mienić srebrnym kolorem, a księżyc nagle zniknie.
Chłopak natomiast musiał się powstrzymywać, aby nie powiedzieć „Nie tak piękny jak ty”. Wiedział, że to nie może wyrwać się z jego ust. Popsułby to wszystko. A przecież było tak wspaniale.
-Wiem- powiedział za to- Dlatego cię tutaj przyprowadziłem…
I dalej siedzieli w milczeniu. Każde zachwycone tym, że mogą być w tej chwili razem. Właśnie w tym miejscu.

Około godziny pierwszej coś na niebie się jednak zaczęło zmieniać. Ciemność i mroczną czerń nieba przecięła nieśpiesznie jakaś połyskująca na żółto- pomarańczowo wstęga. W pierwszej chwili Lily sądziła, ze musiało jej się to przewidzieć. W końcu była już trochę zmęczona, a umysł mógł zacząć jej płatać figle, lecz kiedy po jakimś czasie przez niebo poszybowała druga taka wstęga nie mogła już powstrzymać okrzyku zdumienia, który się z niej wyrwał.
-Pomyśl życzenie- szepnął jej cicho do ucha Severus.
-Ale co to takiego?!
-Meteoryty. Dzisiaj będą spadać całą noc. Może nawet kilka na minutę. Nie często to się zdarza, więc pomyślałem, że ci się spodoba.
-Jest cudownie!- powiedziała w chwili kiedy trzecia spadająca gwiazda poszybowała ku ziemi.
Gdy Severus popatrzył w bok ujrzał jak podpiera się łokciami o ziemię. Włosy spadały jej na ziemię a jej głowa zadarta była ku górze. Z uwielbieniem podziwiała zjawisko, które rozgrywało się na nocnym niebie. W ciemności chłopak dojrzał tylko oko, które błyszczało na jej twarzy.
Poczuła, że ten jej się przygląda i zwróciła ku niemu głowę. Ich spojrzenia się napotkały, a dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Nie musiała nic mówić. Severus wyczytał z niej jak z otwartej księgi to, co chciała mu przekazać. Że jest szczęśliwa… Tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy w życiu. A widząc jej zadowolenie, Severusowi serce radośnie podskoczyło w piersi. To, że ona się cieszyła było dla niego najlepszym lekarstwem na wszystko. Tylko tego potrzebował do życia. Jej uśmiechu.

Leżeli tak przez godzinę obserwując meteoryty. Było to naprawdę pięknym zjawiskiem. Co jakiś czas pokazywali sobie co ciekawsze gwiazdy palcami. A później pospadały ostatnie meteoryty i wszystko się skończyło. Pozostał jednak nadal jasno świecący księżyc. Severus obrócił swą twarz ku Lily, jednak zobaczył, że ma zamknięte oczy. Bezszelestnie nakrył ją ciepłym kocem i sam oddał się w objęcia Morfeusza ze szczęściem wymalowanym na twarzy.

_________________________
Tak więc oto i pierwszy rozdział za nami. Bardzo bym Was prosiła. Jeśli to czytacie, to dajcie o sobie znać w postaci komentarza z opinią. Mam też pytanie. Wolicie takiej długości notki. Bo mam wrażenie, że trochę przesadziłam i że ilość tekstu może odpychać czytelnika. :) Przesadziłabym, gdybym prosiła Was o coś jeszcze? Jeśli Wam się spodobało to dajcie link do bloga swoim znajomym... Tak... Chyba przesadziłam :P

Proszę jeszcze raz o komentarze
~Gutta Bad

środa, 14 sierpnia 2013

Prolog


Fale szumiały łagodnie w oddali. Gdyby nie one wokół panowała by nieskazitelna cisza, która wwiercałaby się w uszy dwóch osób, które siedziały na plaży i podziwiały właśnie zachód słońca. Już prawie całkowicie znajdowało się za horyzontem, a te dwie postacie siedziały przytulone do siebie. Ciemnowłosy chłopak obejmował dziewczynę od tyłu kolanami. Nie był to jednak uścisk, którymi obdarowuje siebie dwójka zakochanych w sobie osób. W ich wykonaniu było to coś w rodzaju relacji czysto przyjacielskich.
Mogli mieć około szesnastu lat. Chłopak okręcał sobie rude loki dziewczyny wokół swego palca. A ona tylko się śmiała opierając się o jego klatkę piersiową.
-Piękny widok, prawda Severusie?- spytała cicho biorąc w rękę garść piasku, a następnie rozsuwając palce, aby ten mógł spaść powrotem na swoje miejsce.
-Przepiękny, Lily- powiedział. Wydawać by się jednak mogło, że nie miał na myśli tego samego co ona. Dziewczyna miała z pewnością na myśli słońce, które coraz bardziej znikało i zostawiało teraz tylko nikłe czerwone promyki na niebie. Severusowi natomiast chodziło o piękność zupełnie innego widoku. Miał na myśli ją, Lily. A przede wszystkim jej cudowne, błyszczące w mroku, zielone oczy.
-Chciałabym tu zostać na zawsze- zaśmiała się pod nosem, biorąc w garść kolejną porcję piasku.
-Nie powiesz mi chyba, że nie chcesz wracać do Hogwartu?- powiedział cicho do jej ucha.
-Jasne, że chcę! Tylko… Popatrz na to wszystko. Jak tu pięknie. Cieszę się, że tu z tobą przyjechałam na wakacje. Jest mi strasznie smutno na myśl, że za parę dni musimy wrócić- powiedziała z żalem w głosie.
Severus oparł brodę na jej głowie. Westchnął.
-Masz rację… Ostatnie dwa miesiące były cudowne. Jednak… Sama pomyśl. Wreszcie wrócimy do Hogwartu. Będziemy mogli czarować. A co najlepsze! Będziemy mieli dużo okazji do poznęcania się na tym obrzydliwym Potterze. Parę uroków i tym podobnych rzeczy i już mu nie będzie do śmiechu…
Lily poderwała się jak oparzona.
-Severus! Obiecałeś mi coś! Powiedziałeś, że nie będziesz z nim zaczynał. A poza tym… Jak na razie to Huncwoci dają nam w kość. A właściwie to tobie.
Zabolały go te słowa. Nie dał jednak tego po sobie poznać.
-Lily, przecież tylko żartowałem. Nigdy nie składam obietnic, nie dotrzymując ich. Znam potęgę słowa. I… Nie nazywaj ich… Huncwotami… Nazywają tak siebie jakby myśleli, że są potężni, a tak naprawdę są bandą błaznów. Chodź tu… Usiądź przy mnie…
Dziewczyna ponownie usiadła. Tym razem obok niego. Założyła nogę na nogę i spuściła wzrok. Jej puszyste włosy prawie całkowicie przysłoniły jej twarz. Severus mógł teraz jedynie ujrzeć jej zielone oko, które świeciło w ciemności. Te oczy kochał w niej najbardziej. Poznałby je wśród miliona innych oczu. Były wyjątkowe. Unikatowe. Tylko ona miała te duże, kocie oczy.
-Sev…- zaczęła ledwo dosłyszalnym tonem z pełną powagą- Obiecasz mi coś?
-Wszystko- powiedział nawet nie zastanawiając się, o co może jej chodzić. Był w stanie zapewnić i zrobić dla niej wszystko.
Nachyliła się. Poczuł zapach jej kwiatowych perfum… Wyszeptała mu do ucha:
-Obiecaj mi, że zawsze pozostaniemy przyjaciółmi. Cokolwiek by się nie stało. Że zawsze będziemy mogli na sobie polegać…
-Przecież wiesz, że ja…
-Po prostu obiecaj- przerwała mu.
-Obiecuję, Lily…
-Always?*
-Always…
Uśmiechnęła się. Lecz czy on mógłby jej tego nie obiecać. Po pierwsze sam tego pragnął, a po drugie patrząc jej w oczy nie mógł postąpić inaczej…
-Wiesz, że przed chwilą powiedziałeś, że nigdy nie składasz obietnic nie dotrzymując ich?
-Tak, wiem…
-A więc nie wymigasz się od tego- zaśmiała się.
-Nawet bym nie śmiał- powiedział wyciągając rękę i odgarniając jej włosy za ucho. Tak aby mógł także ujrzeć jej drugie, zielone oko.
Lily wstała szybko i zaczęła uciekać w stronę morza:
-Nie dogonisz mnie!- krzyknęła radośnie.
-Jesteś tego, aby taka pewna?- odpowiedział już za nią mknąc.
Po chwili razem już śmiali się wniebogłosy pływając radośnie w morzu i ochlapując się wzajemnie. Nie obchodziło ich nawet to, że są w ubraniach. Chcieli aby ta chwila trwała wiecznie.
Tymczasem słońce całkowicie znikło za linią horyzontu…

______________________

*Mam tu kawałeczek miejsca, więc napiszę to parę informacji objaśniających :)
Po pierwsze słówko "Always". Jak większość Potterhead wie słowo to pojawia się w angielskiej wersji Harry'ego Pottera, kiedy to Dumbledore się pyta Severusa: "After all this time", a Severus odpowiada wteyd "Always".
Jest to mój ulubiony cytat z HP, więc słówko "Always" będzie się często pojawiało. Dla tych co nie wiedzą oznacza ono "Zawsze". :P
Jeśli chcecie mnie poznać bliżej to zachęcam do odwiedzenia zakładki "O mnie", gdzie myślę, że troszkę (hahaha) się rozpisałam :)
Zapraszam do Księgi Gości, jeśli Wam się podobało.
A Spamownik jest dla tych, którzy się nudzą...
Tak więc czekajcie na nowy rozdział. Powinien się wkrótce pojawić :)
Pozdrawiam
~Gutta Bad