Jedyną rzeczą
jaka docierała do Severusa, był stukot kół. Siedział przy oknie pogrążony w
swych myślach wpatrując się w widok za oknem. Lily rozłożyła się koło niego
opierając się plecami o jego ramię z nogami wyprostowanymi na całej długości
siedzenia. Poza nimi nikogo w przedziale nie było.
Niebo zabarwione było purpurą i czerwienią. Słońce zmierzało ku linii horyzontu ustępując powoli miejsca, lekko widocznemu już na niebie, księżycowi. Nie było do końca pewny, ale sądząc po jego owalności mogła dziś być pełnia. Czasami, kiedy spędzał czas samotnie w swym rodzinnym domu na Spinner’s End lubił wymykać się w nocy, wspinać na dach jakiegoś niskiego budynku i patrzeć w tą szklaną kulę. Sprawiała ona, że wszystkie jego troski, obawy, a nawet strach przed ojcem wyparowywały doszczętnie uwalniając jego umysł od wszelkich złych rzeczy. Księżyc przynosił mu pewnego rodzaju ukojenie, którego nie mogło mu dać nic innego. No… Może z wyjątkiem dziewczyny, która właśnie przemówiła do niego:
– Severusie…
– Mmm?
Spojrzał w jej kierunku. Siedziała wciąż w tej samej pozycji. Jedyne co się zmieniło to to, że teraz bawiła się swoimi palcami.
– Pamiętasz tą wioskę? Brendan Cork? – spytała odwracając głowę w jego kierunku. Tak aby mogła ujrzeć wyraz jego twarzy.
Uśmiechnął się. Jakżeby mógł zapomnieć o tym malutkim miasteczku? Składało się ono z jednej, głównej uliczki, przy której stały stare, drewniane domy i z paru mniejszych alejek. Jednak mimo iż w Brendan Cork było tylko kilkanaście budynków na krzyż miasteczko to było bardzo urocze. Zewsząd spoglądały na przybyszów obce twarze ludzi uśmiechniętych od ucha do ucha. Wioska ta była pełna takich osób. Pozytywnie nastawionych do życia.
W Brendan Cork była także mała cukiernia. Severus nigdy jeszcze nie jadł takich pyszności. Wszystkie kremówki, eklerki i inne ciastka w najprzeróżniejszych kształtach i smakach wprost rozpływały się w ustach. Najgorszy krytyk nie mógłby nie poprosić o kolejne ciasteczko. Przy tamtej cukierni Miodowe Królestwo wydawało się czymś śmiesznym.
Była tam też księgarnia – antykwariat. Mimo, że to małe miasteczko asortyment tego miejsca był naprawdę wielki. Można tam było znaleźć dosłownie wszystko. Gdy tylko weszło się w progi księgarni czuło się zapach starego pergaminu, od którego człowiekowi robiło się ciepło na sercu. Kiedy był tam z Lily po prostu nie mógł jej odkleić od najprzeróżniejszych ksiąg, dopóki nie nakupiła sobie ich tyle, że we dwoje z trudem zdołali je ze sobą zabrać.
Jednak nie ze względu na piękno i wszechstronną gościnę Severus nie mógł zapomnieć tego miejsca. To właśnie w Brendan Cork, gdzie chłopak wraz z Lily wybrali się pewnego, upalnego, sierpniowego dnia dwa lata temu na przejażdżkę, dziewczyna powiedziała mu, że on jest dla niej bardzo ważny. Wyznała mu też, że nie wie co by zrobiła, gdyby go nie było. To jedne, jedyne wyznanie było dla niego ważniejsze od miliona innych słów i wyznań wypowiedzianych przez tą rudowłosą dziewczynę. TO wyznanie sprawiało, że każdego ranka budził się z uśmiechem na twarzy. TO wyznanie czyniło, że wytrzymywał napiętą atmosferę w domu, kiedy jego ojciec wracał do domu pijany i wszczynał awantury. I wreszcie TO wyznanie nakręcało go jak zegarmistrz nakręca zegarki, aby te działały i Severusowi po prostu chciało się żyć.
– Oczywiście, Lily… Jak mógłbym zapomnieć? – spytał z ni to wyrzutem ni naganą w głosie, jednocześnie zanurzając swą rękę w jej bujne loki.
– Chciałabym tam kiedyś znowu pojechać… – powiedziała wzdychając.
– A co? Skończył ci się zapas książek, które wtedy nakupowałaś?
Zaśmiał się. Dziewczyna lekko podniosła kąciki ust ku górze i zupełnie jakby nie usłyszała tego przytyku kontynuowała:
– Z tym miejscem wiążą się wspaniałe wspomnienia. Wiesz, Sev?
Na brodę Merlina! Czemu ona musiała się tak zachowywać? Czemu musiała postępować tak dwuznacznie?! Robiła te wszystkie rzeczy, które robi się na znak miłości do kogoś. A przecież on wiedział, że on jest dla niej tylko przyjacielem. Więc czemu zachowywała się jakby było inaczej?! Czemu była w stosunku do niego taka czuła? Czemu leżała teraz opierając się o jego ramię? Severus nie mógł tego pojąć. Jej zachowanie go w jakiś sposób uszczęśliwiało ale gdy pomyślał o tym, że Lily odbiera w zupełnie inny sposób te wszystkie wspólnie spędzone chwile czuł jakby w jego ciało, serce wbijano właśnie komplet noży kuchennych. Tylko musiał sobie zadać jedno ważne pytanie… Czy on naprawdę chciał, żeby Lily postępowała inaczej? Żeby go ignorowała i po prostu z nim od czasu do czasu zamieniała parę słów? No właśnie… Nie chciał tego.
Już kleił w myślach jakąś odpowiedź na jej wcześniej zadane pytanie, kiedy drzwi przedziału rozsunęły się gwałtownie, a do środka wszedł ktoś, kogo Severus pragnął najmniej w tej chwili ujrzeć. Wyplątał rękę z włosów dziewczyny, która poderwała się i usiadła normalnie i zacisnął rękę na różdżce wstając. Spojrzał nienawistnie w stronę Jamesa Pottera- bruneta z okrągłymi okularami. Za nim ujrzał jego nierozłączną bandę: Lupina, Blacka i Pettigrewa. Dwaj ostatni mieli kpiące uśmieszki na twarzy, lecz Lupin miał dziwnie rozszerzone źrenice i wyglądał na bardzo osłabionego. Zdawać się mogło, że nie dociera do niego to, co rozgrywa się tuż obok. Po prostu stał i patrzył nieprzytomnym wzrokiem za okno. Na kulisty księżyc.
– Na twoim miejscu, Evans, umyłbym porządnie głowę, kiedy tylko wrócisz do zamku. Nie chcesz chyba zarazić się czymś o tego Śmiecierusa? – spytał kpiąco James opierając się o framugę drzwi i obracając swoją różdżkę między palcami.
Lily prychnęła z pogardą, natomiast Severus już cały wrzał z gniewu. Twarz, która jeszcze przed chwilą była trupioblada teraz zaszła czerwienią.
– Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Potter i jego banda… Boisz się sam przyjść? Musisz się wysługiwać tymi, pożal się Merlinie, pomagierami? Sam różdżki bez nich w stanie nie jesteś unieść?! – krzyknął w jego kierunku Severus.
Lily poderwała się z siedzenia i stanęła za Severusem kładąc mu swoje dłonie na jego ramionach i patrząc złowrogo na Jamesa.
Jej dotyk sprawił, że się rozluźnił. Na chwilę opuścił lekko różdżkę, lecz gdy sobie przypomniał o tym co się dzieje ścisnął ją mocno i wycelował w bruneta.
– Nie są tego warci, Sev – wyszeptała mu do ucha dziewczyna.
– Tak, Evans… Otrzyj łezki Wycierusowi – powiedział kpiąco James śmiejąc się.
Severus coraz bardziej kipiał ze złości.
– On chce cię tylko sprowokować… Nie pozwól się ponieść emocjom – wyszeptała Lily po czym krzyknęła w kierunku Jamesa. – Odwal się od niego, Potter!
– Ależ oczywiście, Evans. Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna rzecz… Jak ty możesz przebywać w jednym przedziale z tą ofiarą? Nie wolisz iść i z nami spędzić czas nie przejmując się tym, że później będziesz miesiącami zwalczać wszy? Naprawdę bardzo ci…
Lily zdążyła jeszcze tylko mocno ścisnął ramiona Severusa.
– SECTUMSEMPRA!
Wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie. James w jednej chwili przestał się śmiać. Zaczął powoli ześlizgiwać na podłogę. Po chwili już leżał na podłodze, a na jego skórze zaczęły pojawiać się głębokie rany. Zupełnie jakby ktoś pociął go niewidzialnym nożem. Z ran zaczęła sączyć się krew. James otworzył usta i po chwili także z nich zaczęła się sączyć strumykiem bordowa ciecz. Ani Lily, ani nawet trzej „pomagierzy” Jamesa nic nie byli w stanie zrobić. Stali jak sparaliżowani. Tymczasem Potter się wykrwawiał. Severus zobaczył, że wokół ciała chłopaka zaczął gęstnieć tłum. Zapewne usłyszeli, że się kłócą i przybiegli aby zobaczyć jaka sensacja nadarzyła się tym razem. Patrzyli teraz wszyscy z przerażeniem wymalowanym na twarzy i wytrzeszczonymi oczyma to na bezwładne ciało chłopaka, który leżał na podłodze, to na czarnowłosego, który nadal miał uniesioną różdżkę.
Severusowi nie było przykro. Wiedział, że gdy rzuci to zaklęcie efekt będzie właśnie taki. Sam przecież wymyślił to zaklęcie w wakacje. Poczuł coś w rodzaju chorej satysfakcji. W końcu Potter wreszcie dostał za swoje.
– Co tu się dzieje?! – krzyknął wysoki kobiecy głos. – W tej chwili wszyscy uczniowie mają wrócić do... swoich… CO TU SIĘ STAŁO?!
W tej właśnie chwili wysoka czarnowłosa kobieta w okularach z prostokątnymi oprawkami zdołał przedrzeć się przez tłum i z przerażeniem kryjącym się w jej zimnych oczach spoglądała na Jamesa. Była to profesor McGonagall. Nauczycielka transmutacji i zastępczyni dyrektora Hogwartu.
Jej spojrzenie powoli powędrowało od Jamesa do Severusa, który wciąż dzierżył dumnie różdżkę przed sobą.
Nie powiedziała jednak nic i pochyliła się nad rannym, wokół którego była już kałuża krwi. Jego biała koszula, w którą był ubrany teraz całkowicie była już zabarwiona krwią. James miał zamknięte oczy. Najprawdopodobniej gwałtowny upływ krwi sprawił, że stracił przytomność.
Tymczasem McGonagall uklękła nad nim i różdżką wodząc po jego ciele zaczęła szeptać zaklęcie.
– Vulnera sanentur, vulnera sanentur, vulnera sanentur.
A im więcej razy wypowiedziała te słowa tym krwi wokół Jamesa było mniej. W magiczny sposób zbierała się z podłogi i wtapiał z powrotem w jego rany. Zupełnie jakby puścić film od tyłu. Efekt ten sam.
W końcu pręgi na jego ciele zabliźniły się nie pozostawiając po sobie śladu. Otworzył powoli oczy.
– Nic panu nie jest, Potter?
– Oprócz tego, że czuję się, jakby ciężarówka po mnie przejechała, to nie… – wydyszał po chwili słabym głosem.
McGonagall spojrzała w końcu na Severusa, który nie poruszył się przez ten cały czas. Lily ciągle była w niego wczepiona od tyłu. Moment, w którym zimne i nie wyrażające żalu oczy Severusa spotkały się ze wzrokiem kobiety musiał kiedyś nadejść.
– Snape! Spodziewam się pana w moim gabinecie od razu po przybyciu do zamku – rzuciła w jego kierunku i zaczęła się przedzierać przez tłum wraz z Jamesem, a za nimi podążyła wierna trójka „pomagierów”.
– A wy nie macie lepszego zajęcia do roboty?! – usłyszał jeszcze krzyk McGonagall. – Wracać do przedziałów!
Nikt jednak się nie poruszył. Mieli zbyt dużą sensację. Teraz wszyscy zwrócili oczy w kierunku Severusa, a ten zatrzasnął im drzwi przed nosem i zasłonił roletę.
Obrócił się ku Lily. Jedyne co zobaczył w jej oczach to przerażenie. Patrzyła się przed siebie zupełnie tak jakby nie dostrzegała Severusa.
– Lily… – zaczął niepewnie, lecz ta uciszyła go gestem dłoni.
Powoli (zdawało się to trwać całe wieki) spojrzała mu w twarz. Przerażenie wyparowało z jej oczu. Pojawiły się w nich jednak błyski. Błyski wściekłości.
– Coś ty zrobił?!
– Nic.
– To nazywasz niczym?! Stosujesz czarną magię na innych?! Skąd w ogóle znasz to zaklęcie?
Całą aż wrzała z gniewu.
– Wymyśliłem – powiedział zimnym tonem.
– Wymyśliłeś… – powiedziała raczej do siebie.
I sięgnęła po swój kufer.
– Hej, hej! Co ty niby robisz? – krzyknął Severus chwytając ją za nadgarstki.
– Wychodzę! Jeśli myślisz, że będę tu siedziała z kimś, kto się para czarną magią, to grubo się mylisz! Puszczaj mnie!
Jednak nie uwolnił jej rąk.
– Przecież jemu o to chodziło! Żeby na niego rzucił jakieś zaklęcie! Powinien mi być wdzięczny!
– Wdzięczny, powiadasz?!
Teraz wydzierała się na niego na całego.
– Tak! Wreszcie osiągnął to, na czym mu tak bardzo zależało! To, o co stara się przez cały czas.
– A niby co to takiego?! No dalej! Oświeć mnie!
– Rozgłos! Przez całe tygodnie nie zejdzie teraz z ust innych. Założę się, że jutro będzie oblepiany przez dziewczyny, a ten będzie opowiadał im jak to już umierał i widział światełko w tunelu. I że jeszcze sekunda i by go nie było…
– A ja będę wśród tych dziewczyn! – krzyknęła i teraz dziewczyna wydarła się bez problemu w jego żelaznego uścisku zabierając swój kufer i wychodząc.
A on ciągle wpatrywał się niemym spojrzeniem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała. Jej słowa zadziałały na niego jak mocny sierpowy w twarz. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę to od niej usłyszał.
Wtedy zobaczył, że na korytarzu nadal wszyscy uczniowie stoją. Podbiegł i wydarł się na nich:
– SPADAĆ MI STĄD!!! ALE JUŻ!
I zatrzasnął drzwi.
Gdyby tylko ona wiedziała ile bólu sprawiły mu jej słowa. Gdyby tylko widziała jak teraz jego całe ciało zalewa fala niewyobrażalnego cierpienia, które płonęło w nim niczym ogień.
Niebo zabarwione było purpurą i czerwienią. Słońce zmierzało ku linii horyzontu ustępując powoli miejsca, lekko widocznemu już na niebie, księżycowi. Nie było do końca pewny, ale sądząc po jego owalności mogła dziś być pełnia. Czasami, kiedy spędzał czas samotnie w swym rodzinnym domu na Spinner’s End lubił wymykać się w nocy, wspinać na dach jakiegoś niskiego budynku i patrzeć w tą szklaną kulę. Sprawiała ona, że wszystkie jego troski, obawy, a nawet strach przed ojcem wyparowywały doszczętnie uwalniając jego umysł od wszelkich złych rzeczy. Księżyc przynosił mu pewnego rodzaju ukojenie, którego nie mogło mu dać nic innego. No… Może z wyjątkiem dziewczyny, która właśnie przemówiła do niego:
– Severusie…
– Mmm?
Spojrzał w jej kierunku. Siedziała wciąż w tej samej pozycji. Jedyne co się zmieniło to to, że teraz bawiła się swoimi palcami.
– Pamiętasz tą wioskę? Brendan Cork? – spytała odwracając głowę w jego kierunku. Tak aby mogła ujrzeć wyraz jego twarzy.
Uśmiechnął się. Jakżeby mógł zapomnieć o tym malutkim miasteczku? Składało się ono z jednej, głównej uliczki, przy której stały stare, drewniane domy i z paru mniejszych alejek. Jednak mimo iż w Brendan Cork było tylko kilkanaście budynków na krzyż miasteczko to było bardzo urocze. Zewsząd spoglądały na przybyszów obce twarze ludzi uśmiechniętych od ucha do ucha. Wioska ta była pełna takich osób. Pozytywnie nastawionych do życia.
W Brendan Cork była także mała cukiernia. Severus nigdy jeszcze nie jadł takich pyszności. Wszystkie kremówki, eklerki i inne ciastka w najprzeróżniejszych kształtach i smakach wprost rozpływały się w ustach. Najgorszy krytyk nie mógłby nie poprosić o kolejne ciasteczko. Przy tamtej cukierni Miodowe Królestwo wydawało się czymś śmiesznym.
Była tam też księgarnia – antykwariat. Mimo, że to małe miasteczko asortyment tego miejsca był naprawdę wielki. Można tam było znaleźć dosłownie wszystko. Gdy tylko weszło się w progi księgarni czuło się zapach starego pergaminu, od którego człowiekowi robiło się ciepło na sercu. Kiedy był tam z Lily po prostu nie mógł jej odkleić od najprzeróżniejszych ksiąg, dopóki nie nakupiła sobie ich tyle, że we dwoje z trudem zdołali je ze sobą zabrać.
Jednak nie ze względu na piękno i wszechstronną gościnę Severus nie mógł zapomnieć tego miejsca. To właśnie w Brendan Cork, gdzie chłopak wraz z Lily wybrali się pewnego, upalnego, sierpniowego dnia dwa lata temu na przejażdżkę, dziewczyna powiedziała mu, że on jest dla niej bardzo ważny. Wyznała mu też, że nie wie co by zrobiła, gdyby go nie było. To jedne, jedyne wyznanie było dla niego ważniejsze od miliona innych słów i wyznań wypowiedzianych przez tą rudowłosą dziewczynę. TO wyznanie sprawiało, że każdego ranka budził się z uśmiechem na twarzy. TO wyznanie czyniło, że wytrzymywał napiętą atmosferę w domu, kiedy jego ojciec wracał do domu pijany i wszczynał awantury. I wreszcie TO wyznanie nakręcało go jak zegarmistrz nakręca zegarki, aby te działały i Severusowi po prostu chciało się żyć.
– Oczywiście, Lily… Jak mógłbym zapomnieć? – spytał z ni to wyrzutem ni naganą w głosie, jednocześnie zanurzając swą rękę w jej bujne loki.
– Chciałabym tam kiedyś znowu pojechać… – powiedziała wzdychając.
– A co? Skończył ci się zapas książek, które wtedy nakupowałaś?
Zaśmiał się. Dziewczyna lekko podniosła kąciki ust ku górze i zupełnie jakby nie usłyszała tego przytyku kontynuowała:
– Z tym miejscem wiążą się wspaniałe wspomnienia. Wiesz, Sev?
Na brodę Merlina! Czemu ona musiała się tak zachowywać? Czemu musiała postępować tak dwuznacznie?! Robiła te wszystkie rzeczy, które robi się na znak miłości do kogoś. A przecież on wiedział, że on jest dla niej tylko przyjacielem. Więc czemu zachowywała się jakby było inaczej?! Czemu była w stosunku do niego taka czuła? Czemu leżała teraz opierając się o jego ramię? Severus nie mógł tego pojąć. Jej zachowanie go w jakiś sposób uszczęśliwiało ale gdy pomyślał o tym, że Lily odbiera w zupełnie inny sposób te wszystkie wspólnie spędzone chwile czuł jakby w jego ciało, serce wbijano właśnie komplet noży kuchennych. Tylko musiał sobie zadać jedno ważne pytanie… Czy on naprawdę chciał, żeby Lily postępowała inaczej? Żeby go ignorowała i po prostu z nim od czasu do czasu zamieniała parę słów? No właśnie… Nie chciał tego.
Już kleił w myślach jakąś odpowiedź na jej wcześniej zadane pytanie, kiedy drzwi przedziału rozsunęły się gwałtownie, a do środka wszedł ktoś, kogo Severus pragnął najmniej w tej chwili ujrzeć. Wyplątał rękę z włosów dziewczyny, która poderwała się i usiadła normalnie i zacisnął rękę na różdżce wstając. Spojrzał nienawistnie w stronę Jamesa Pottera- bruneta z okrągłymi okularami. Za nim ujrzał jego nierozłączną bandę: Lupina, Blacka i Pettigrewa. Dwaj ostatni mieli kpiące uśmieszki na twarzy, lecz Lupin miał dziwnie rozszerzone źrenice i wyglądał na bardzo osłabionego. Zdawać się mogło, że nie dociera do niego to, co rozgrywa się tuż obok. Po prostu stał i patrzył nieprzytomnym wzrokiem za okno. Na kulisty księżyc.
– Na twoim miejscu, Evans, umyłbym porządnie głowę, kiedy tylko wrócisz do zamku. Nie chcesz chyba zarazić się czymś o tego Śmiecierusa? – spytał kpiąco James opierając się o framugę drzwi i obracając swoją różdżkę między palcami.
Lily prychnęła z pogardą, natomiast Severus już cały wrzał z gniewu. Twarz, która jeszcze przed chwilą była trupioblada teraz zaszła czerwienią.
– Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Potter i jego banda… Boisz się sam przyjść? Musisz się wysługiwać tymi, pożal się Merlinie, pomagierami? Sam różdżki bez nich w stanie nie jesteś unieść?! – krzyknął w jego kierunku Severus.
Lily poderwała się z siedzenia i stanęła za Severusem kładąc mu swoje dłonie na jego ramionach i patrząc złowrogo na Jamesa.
Jej dotyk sprawił, że się rozluźnił. Na chwilę opuścił lekko różdżkę, lecz gdy sobie przypomniał o tym co się dzieje ścisnął ją mocno i wycelował w bruneta.
– Nie są tego warci, Sev – wyszeptała mu do ucha dziewczyna.
– Tak, Evans… Otrzyj łezki Wycierusowi – powiedział kpiąco James śmiejąc się.
Severus coraz bardziej kipiał ze złości.
– On chce cię tylko sprowokować… Nie pozwól się ponieść emocjom – wyszeptała Lily po czym krzyknęła w kierunku Jamesa. – Odwal się od niego, Potter!
– Ależ oczywiście, Evans. Zastanawia mnie jeszcze tylko jedna rzecz… Jak ty możesz przebywać w jednym przedziale z tą ofiarą? Nie wolisz iść i z nami spędzić czas nie przejmując się tym, że później będziesz miesiącami zwalczać wszy? Naprawdę bardzo ci…
Lily zdążyła jeszcze tylko mocno ścisnął ramiona Severusa.
– SECTUMSEMPRA!
Wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie. James w jednej chwili przestał się śmiać. Zaczął powoli ześlizgiwać na podłogę. Po chwili już leżał na podłodze, a na jego skórze zaczęły pojawiać się głębokie rany. Zupełnie jakby ktoś pociął go niewidzialnym nożem. Z ran zaczęła sączyć się krew. James otworzył usta i po chwili także z nich zaczęła się sączyć strumykiem bordowa ciecz. Ani Lily, ani nawet trzej „pomagierzy” Jamesa nic nie byli w stanie zrobić. Stali jak sparaliżowani. Tymczasem Potter się wykrwawiał. Severus zobaczył, że wokół ciała chłopaka zaczął gęstnieć tłum. Zapewne usłyszeli, że się kłócą i przybiegli aby zobaczyć jaka sensacja nadarzyła się tym razem. Patrzyli teraz wszyscy z przerażeniem wymalowanym na twarzy i wytrzeszczonymi oczyma to na bezwładne ciało chłopaka, który leżał na podłodze, to na czarnowłosego, który nadal miał uniesioną różdżkę.
Severusowi nie było przykro. Wiedział, że gdy rzuci to zaklęcie efekt będzie właśnie taki. Sam przecież wymyślił to zaklęcie w wakacje. Poczuł coś w rodzaju chorej satysfakcji. W końcu Potter wreszcie dostał za swoje.
– Co tu się dzieje?! – krzyknął wysoki kobiecy głos. – W tej chwili wszyscy uczniowie mają wrócić do... swoich… CO TU SIĘ STAŁO?!
W tej właśnie chwili wysoka czarnowłosa kobieta w okularach z prostokątnymi oprawkami zdołał przedrzeć się przez tłum i z przerażeniem kryjącym się w jej zimnych oczach spoglądała na Jamesa. Była to profesor McGonagall. Nauczycielka transmutacji i zastępczyni dyrektora Hogwartu.
Jej spojrzenie powoli powędrowało od Jamesa do Severusa, który wciąż dzierżył dumnie różdżkę przed sobą.
Nie powiedziała jednak nic i pochyliła się nad rannym, wokół którego była już kałuża krwi. Jego biała koszula, w którą był ubrany teraz całkowicie była już zabarwiona krwią. James miał zamknięte oczy. Najprawdopodobniej gwałtowny upływ krwi sprawił, że stracił przytomność.
Tymczasem McGonagall uklękła nad nim i różdżką wodząc po jego ciele zaczęła szeptać zaklęcie.
– Vulnera sanentur, vulnera sanentur, vulnera sanentur.
A im więcej razy wypowiedziała te słowa tym krwi wokół Jamesa było mniej. W magiczny sposób zbierała się z podłogi i wtapiał z powrotem w jego rany. Zupełnie jakby puścić film od tyłu. Efekt ten sam.
W końcu pręgi na jego ciele zabliźniły się nie pozostawiając po sobie śladu. Otworzył powoli oczy.
– Nic panu nie jest, Potter?
– Oprócz tego, że czuję się, jakby ciężarówka po mnie przejechała, to nie… – wydyszał po chwili słabym głosem.
McGonagall spojrzała w końcu na Severusa, który nie poruszył się przez ten cały czas. Lily ciągle była w niego wczepiona od tyłu. Moment, w którym zimne i nie wyrażające żalu oczy Severusa spotkały się ze wzrokiem kobiety musiał kiedyś nadejść.
– Snape! Spodziewam się pana w moim gabinecie od razu po przybyciu do zamku – rzuciła w jego kierunku i zaczęła się przedzierać przez tłum wraz z Jamesem, a za nimi podążyła wierna trójka „pomagierów”.
– A wy nie macie lepszego zajęcia do roboty?! – usłyszał jeszcze krzyk McGonagall. – Wracać do przedziałów!
Nikt jednak się nie poruszył. Mieli zbyt dużą sensację. Teraz wszyscy zwrócili oczy w kierunku Severusa, a ten zatrzasnął im drzwi przed nosem i zasłonił roletę.
Obrócił się ku Lily. Jedyne co zobaczył w jej oczach to przerażenie. Patrzyła się przed siebie zupełnie tak jakby nie dostrzegała Severusa.
– Lily… – zaczął niepewnie, lecz ta uciszyła go gestem dłoni.
Powoli (zdawało się to trwać całe wieki) spojrzała mu w twarz. Przerażenie wyparowało z jej oczu. Pojawiły się w nich jednak błyski. Błyski wściekłości.
– Coś ty zrobił?!
– Nic.
– To nazywasz niczym?! Stosujesz czarną magię na innych?! Skąd w ogóle znasz to zaklęcie?
Całą aż wrzała z gniewu.
– Wymyśliłem – powiedział zimnym tonem.
– Wymyśliłeś… – powiedziała raczej do siebie.
I sięgnęła po swój kufer.
– Hej, hej! Co ty niby robisz? – krzyknął Severus chwytając ją za nadgarstki.
– Wychodzę! Jeśli myślisz, że będę tu siedziała z kimś, kto się para czarną magią, to grubo się mylisz! Puszczaj mnie!
Jednak nie uwolnił jej rąk.
– Przecież jemu o to chodziło! Żeby na niego rzucił jakieś zaklęcie! Powinien mi być wdzięczny!
– Wdzięczny, powiadasz?!
Teraz wydzierała się na niego na całego.
– Tak! Wreszcie osiągnął to, na czym mu tak bardzo zależało! To, o co stara się przez cały czas.
– A niby co to takiego?! No dalej! Oświeć mnie!
– Rozgłos! Przez całe tygodnie nie zejdzie teraz z ust innych. Założę się, że jutro będzie oblepiany przez dziewczyny, a ten będzie opowiadał im jak to już umierał i widział światełko w tunelu. I że jeszcze sekunda i by go nie było…
– A ja będę wśród tych dziewczyn! – krzyknęła i teraz dziewczyna wydarła się bez problemu w jego żelaznego uścisku zabierając swój kufer i wychodząc.
A on ciągle wpatrywał się niemym spojrzeniem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała. Jej słowa zadziałały na niego jak mocny sierpowy w twarz. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę to od niej usłyszał.
Wtedy zobaczył, że na korytarzu nadal wszyscy uczniowie stoją. Podbiegł i wydarł się na nich:
– SPADAĆ MI STĄD!!! ALE JUŻ!
I zatrzasnął drzwi.
Gdyby tylko ona wiedziała ile bólu sprawiły mu jej słowa. Gdyby tylko widziała jak teraz jego całe ciało zalewa fala niewyobrażalnego cierpienia, które płonęło w nim niczym ogień.
„A ja będę wśród tych dziewczyn!”
Sześć słów,
z których każde
wbijało mu nóż
coraz głębiej
w serce.
____________________
Witam tych
wszystkich, którzy przeczytali rozdział i nie zamknęli strony znudzeni gdzieś
po pierwszym akapicie ;P Dziękuję za te wszystkie komentarze, które do tej pory
dostałam od Was. :) Nawet nie wiecie ile dla mnie znaczy to, że komuś jednak
się to podoba. To czyli moje opowiadanie. Mój styl pisania, mój pogląd na świat
(bo przecież każdy pisarz pisząc swoje dzieło udostępnia czytelnikom to, jak
postrzega otaczających go ludzi i otoczenie. Mam nadzieję, że wiecie o co mi
chodzi :) ). A więc wielki dzięki jeszcze raz! ^^
Kiedy napisałam ten rozdział – już jakieś dwa tygodnie temu – w pierwszej wersji ostatnie pięć wersów miało być jednym zdaniem zamieszczonym w jednej linijce. Kiedy jednak patrzyłam na to krótkie zdanie, zdałam sobie sprawę, że nie oddaje w pełni… hm… dramatyzmu (?) tej sceny. Tak więc rozdzieliłam go na pięć króciutkich linijek. Do tego wszystkiego kochana kursywa i jest! ;) Pomysł ten zaczerpnęła z bloga mojego przyjaciela – Czarka. Mam nadzieję, że nie jesteś zły :) No powiedz, że nie jesteś :D
Kiedy napisałam ten rozdział – już jakieś dwa tygodnie temu – w pierwszej wersji ostatnie pięć wersów miało być jednym zdaniem zamieszczonym w jednej linijce. Kiedy jednak patrzyłam na to krótkie zdanie, zdałam sobie sprawę, że nie oddaje w pełni… hm… dramatyzmu (?) tej sceny. Tak więc rozdzieliłam go na pięć króciutkich linijek. Do tego wszystkiego kochana kursywa i jest! ;) Pomysł ten zaczerpnęła z bloga mojego przyjaciela – Czarka. Mam nadzieję, że nie jesteś zły :) No powiedz, że nie jesteś :D
Zapraszam na
Jego bloga :) Pisze niesamowite opowiadanie ^^
http://o-bolu-i-milosci.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wszystko to, co napisałam w tym rozdziale jest dosyć zrozumiałe. Przepraszam, jeśli są jakiekolwiek błędy, ale ja już tak mam, że rozdziały piszę i sprawdzam czy nie zawierają pomyłek w nocy, a właściwie nad ranem, tak więc… Jakby coś było nie tak to przepraszam. Na koniec, kończąc już tą litanię, która zaraz będzie dłuższa od całego rozdziału (Jaka ze mnie gaduła, no… -.-) pragnę Wam powiedzieć, drodzy czytelnicy, że to na Waszej opinii mi najbardziej zależy, więc proszę Was z całego serca o pisanie komentarzy, krytyk, czegokolwiek co Wam się podoba, a co niekoniecznie. (Weryfikacja komentarzy wyłączona). Dziękuję za uwagę! :D
P.S Dodałam nową piosenkę do Playlisty :D Always- Wrethova. Uwielbiam go, a kiedy zobaczyłam, że ma piosenkę, która idealnie pasuje do mojego opowiadania, pod względem tytułu i nastroju, od razu ją dodałam. Która piosenka to Wasz faworyt? :)
Miłego dnia Wam życzę,
Gutta- Bad, lepiej znana jako Martyna :D
http://o-bolu-i-milosci.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wszystko to, co napisałam w tym rozdziale jest dosyć zrozumiałe. Przepraszam, jeśli są jakiekolwiek błędy, ale ja już tak mam, że rozdziały piszę i sprawdzam czy nie zawierają pomyłek w nocy, a właściwie nad ranem, tak więc… Jakby coś było nie tak to przepraszam. Na koniec, kończąc już tą litanię, która zaraz będzie dłuższa od całego rozdziału (Jaka ze mnie gaduła, no… -.-) pragnę Wam powiedzieć, drodzy czytelnicy, że to na Waszej opinii mi najbardziej zależy, więc proszę Was z całego serca o pisanie komentarzy, krytyk, czegokolwiek co Wam się podoba, a co niekoniecznie. (Weryfikacja komentarzy wyłączona). Dziękuję za uwagę! :D
P.S Dodałam nową piosenkę do Playlisty :D Always- Wrethova. Uwielbiam go, a kiedy zobaczyłam, że ma piosenkę, która idealnie pasuje do mojego opowiadania, pod względem tytułu i nastroju, od razu ją dodałam. Która piosenka to Wasz faworyt? :)
Miłego dnia Wam życzę,
Gutta- Bad, lepiej znana jako Martyna :D