czwartek, 26 września 2013

Naprawdę bardzo Was wszystkich przepraszam. Wiem, że parę osób czeka na nowy rozdział, ale zaczęła się szkoła i już na samym początku mamy testy i na dodatek także i z tego, co było w tamtym roku. A co za tym idzie rozpoczął się okres, w którym trzeba kuć kuć i jeszcze raz kuć... :C Do tego wszystkiego chodzę jeszcze na masę zajęć pozalekcyjnych. Wiem, że to żadne wytłumaczenie, bo inni potrafią pisać co parę dni i nadążać z nauką. U mnie natomiast problem polega na tym, że na internet wchodzę tylko w czwartki i tylko wtedy mogę dodawać rozdziały. Jeśli do tego dnia czegoś nie napiszę, to musicie czekać kolejny cały tydzień. Ostatnio wena odeszła gdzieś naprawdę, naprawdę daleko. I to tak daleko, że na złość nie chce wrócić. Jeszcze nigdy tak długo to nie trwało. Pozostaje mi tylko obiecać poprawę. Następny rozdział będzie za tydzień. Pozostały mi tylko dwie sceny, więc zrobię wszystko, żeby to napisać do następnego czwartku. Bądźcie cierpliwi.
A! I jeszcze na koniec... Parę komentarzy po poprzednimi rozdziałami - pozytywnych albo negatywnych - na pewno doda mi inspiracji. *Broń Boże, to nie jest szantaż* ^^
A wiec do usłyszenia za tydzień ;* Bądźcie cierpliwi! :)

~Gutta- Bad

P.S Jeśli polubiłam Marylina Mansona, to znaczy, że mam się bać? :D

czwartek, 5 września 2013

Rozdział 3 - I to uczucie, kiedy tak ważna osoba w Twoim życiu Cię opuszcza...


Kiedy pociąg wtoczył się powoli na stację w Hogsmead na niebie widniał już jasno wielki, kolisty księżyc, który oświetlał jasną łuną wszystko dookoła. Severus wyszedł z przedziału ubrany już w swoją czarną szatę i wysiadł z pociągu na stację pełną teraz innych uczniów, w różnym wieku. Wieść o incydencie z Sevem i Jamesem najprawdopodobniej dotarła już do wszystkich z zawrotnym tempie, bo każdy kto tylko ujrzał wysokiego chłopaka z haczykowatym nosem i czarnymi, lekko tłustymi włosami, które sięgały mu prawie do ramion, patrzył na niego ni to z przerażeniem ni z odrazą i uciekał jak najdalej od niego. Tak więc Severus stał sam, a wokół niego organizowały się kilkuosobowe grupki, które szeptały coś do siebie zaciekle co chwila posyłając ukradkowe spojrzenia w stronę czarnowłosego. Tylko czy dyskretnym podglądaniem  można nazwać coś takiego, kiedy człowiek patrzy na jakiś obiekt, a owa istota doskonale zdaje sobie z tego sprawę i wysyła obserwatorowi pełne nienawiści spojrzenie?
Severus mając dość ciągłego słyszenia wszędzie swojego nazwiska podążył szybko przed siebie. Zbliżył się do jednego z powozów, które zawożą starszych uczniów do wrót zamku. Nie był zdziwiony faktem, że zasiadł w nim sam. Byłby może i nawet z tego zadowolony, gdyby nie fakt, że tak bardzo pragnął, aby Lily jednak się przestała gniewać i siedziała tu razem z nim. A gdy zobaczył jak w oddali James podaje rękę rudowłosej dziewczynie pomagając jej wsiąść do powozu jego serce zaczęło bić w oszalałym rytmie. Był pewny na sto procent, że ta uśmiechająca się promiennie dziewczyna ma wielki, kocie, zielone oczy, a gdyby stanął bliżej zobaczyłby jak lśnią i błyszczą w ciemności. Kiedy dziewczyna już siedziała przez jedną, maleńką chwilę wydawało mu się, że ich, Severusa i Lily, spojrzenia się skrzyżowały. Ale mogło to być tylko przewidzenie.

Dziewczyna uśmiechnęła się w stronę Jamesa.

A więc jednak ona nie żartowała. Zamierzała być „jedną z tych dziewczyn”, jak to sama określiła. Wydawało się to niemożliwe, ale ten niewidzialny sztylet w sercu Severusa zatopił się jeszcze głębiej w jego narząd, który teraz pulsował z niesamowitą wręcz szybkością. Chciał jak najszybciej wysiąść i rzucić się na Jamesa, który właśnie teraz siadał obok Lily i razem z Blackiem, Pettigrewem śmiali się w najlepsze. Lupin zachował poważny wygląd twarzy. Jakby nie był obecny wśród nich duchem.
Jednak gdy Severus podźwignął się na nogi wszyscy uczniowie zajęli miejsca w powozach, a te jak zaczarowane potoczyły się na kołach w przód, aby następnie poderwać się w rozgwieżdżone, nocne niebo. Ku Hogwartowi. Ku zamkowi, które jeszcze parę godzin temu wydawało się Severusowi jego prawdziwym domem. Teraz pragnął jak najszybciej stąd uciec…

* ~~~~ * ~~~~ *

Lily wysiadła z pociągu jako jedna z pierwszych uczniów. Nie chciała dopuścić do tego, aby Severus ją odszukał. Nie chciała w ogóle z nim rozmawiać. Nadal była w szoku po tym, czego była świadkiem. Oczywiście, wiedziała o tym, że jej przyjaciela zawsze pociągała czarna magia, ale nigdy nie byłaby w stanie przypuszczać, że pewnego dni będzie musiała patrzyć, jak Sev atakuje kogoś jakimś złowrogim zaklęciem. Przed oczami ciągle przewijał się ten sam obraz. Od początku i od początku. Jakby ktoś bawił się jej głową jak pilotem i co chwila cofał film do jakiegoś, ciekawego momentu. Tyle, że to, co miała przed oczami wcale nie było ciekawym, filmowym momentem. Przeciwnie. Chciała jak najprędzej się go pozbyć. Nie chciała już widzieć jak James osuwa się powoli na podłogę a później jak z jego głębokich ran na ciele leje się strumieniami krew. Jak chce coś powiedzieć, ale zamiast słów z jego otwartych ust leje się czerwony potok. Ciągle nie mogła w to uwierzyć. Że jej przyjaciel był zdolny zrobić coś takiego.
Owszem, rozumiała, że jej przyjaciel i Jamesem nienawidzili się od zawsze, od ich pierwszego kontaktu. Ale nie sądziła, że ta ślepa nienawiść spowoduje, że pewnego razu Sev ucieknie się do użycia bardzo mrocznego zaklęcia.
– Evans! Hej! Evans!
Jakiś męski głos zaczął ją wołać. Myśląc, że to Severus zaczęła iść prędko przed siebie. Chciała jak najszybciej uciec do jednego z powozu i znaleźć jakiś zapełniony. Tak, żeby Sev nie mógł się już wcisnąć.
Usłyszała, że ten ktoś biegnie. Także puściła się sprintem przed siebie, ale przecież byłaby głupia, gdyby myślała, że wysportowany chłopak nie dałby rady dogonić dziewczyny z, trzeba to przyznać, nienajlepszą kondycją. Już po chwili brunet ją dogonił. Nie był to jednak Severus, jak to podejrzewała. A gdy sobie nad tym pomyślała, to przecież głos chłopaka, który przed nią stał, był zupełnie inny od głosu jej, bądź co bądź, przyjaciela. A jego głos przecież poznałaby wszędzie. Wśród miliona innych głosów. Miała przecież z nim kontakt od dziewiątego roku życia.
– Czego chcesz? – spytała. Jej głos jednak nie zabrzmiał lodowato, tak jak chciała. Zdarzenia, które dopiero co się wydarzyły nie pozwoliły jej na odpychający ton. Chyba ciągle miała przed oczami jego zaplamioną, bordową koszulę. Dziękowała Merlinowi za to, że Potter był teraz ubrany w szatę.
– Pomyślałem sobie, że może namówisz się na przejażdżkę… z nami? – mówiąc to wskazał na stojących za nim Syriusza, Petera i Remusa. Ten ostatni wpatrywał się z przerażeniem w niebo. Jego źrenice były szeroko rozwarte. Odbijał się w nich jasno świecący księżyc w pełni. Dziewczyna zastanowiła się, o co też mu może chodzić. Mając w głowie myśl, że może coś mu dolega odpowiedziała powoli:
– Właściwie to chyba nie jestem zainteresowana twoją… propozycją.
I wtedy dostrzegła jak z jednego z wagonów wychodzi Severus Snape. Zaczął nerwowo rozglądać się na wszystkie strony. A Lily mogłaby się założyć, że szukał właśnie jej.
– Chociaż właściwie… To chyba nienajgorszy pomysł  – powiedziała i szybko, tak żeby czarnowłosy jej nie zobaczył pociągnęła Jamesa za nadgarstek jego ręki, przepychając się do pierwszego z brzegu powozu. Musiała przy tym przejść w tłumie koło Severusa. Obawiała się, że jej płomienno rude włosy, które niestety nie należały do takich, które nie rzucają się w oczy, mogą ją zdradzić. I że może dojść do nieprzyjemnej sytuacji. Takiej jak ta w pociągu. Udało się jej jednak przedrzeć przez tłum. Kątem oka zobaczyła jak Severus wspina się na jeden z powozów oddalonych od niej o kilkanaście jardów (1 jard to około 0,9m)

James pomógł jej wsiąść na pojazd, a gdy już siedziała wygodnie zauważyła, że Severus się na nią patrzy ze złością w oczach. Spojrzała śmiało w jego czarne oczy, przypominające tunele, ale szybko skierowała je w stronę Jamesa, który chyba o coś się ją pytał:
– Oj, przepraszam. Coś mówiłeś? – spytała uprzejmym tonem unosząc kąciki swoich pełnych ust do góry.
– Tak. Pytałem się, czy zechcesz może ze mną pójść na bal. Pod koniec września ma być podobno jakiś. Tak słyszałem od jednego z prefektów…
– Eee… Cóż… – zaczęła Lily i wtedy ponownie spojrzała w oczy Severusa. Zdawały się aż wrzeć od gniewu. Zobaczyła jak podrywa się na nogi, ale nie mógł nic zrobić, bo powozy ruszyły jak za dotknięciem czarodziejskie różdżki.
– Tak. Z przyjemnością z tobą pójdę – skończyła mściwym tonem uśmiechając się do Jamesa.

* ~~~~ * ~~~~ *

Severus wkroczył raźnym krokiem do kolistego pomieszczenia. McGonagall trzymała jego ramię w żelaznym uścisku tak aby ten nie mógł w żaden sposób uciec. Zatrzymała go zaraz po wkroczeniu w mury zamku wołając: „Nie tak szybko, panie Snape. Pan pozwoli za mną!”. I w ten sposób przyprowadziła go do gabinetu dyrektora Dumbledore’a. Severus jeszcze nigdy podczas swojego pięcioletniego pobytu w zamku nie był w tym pomieszczeniu. Bryła pokoju była idealnie okrągła, a za biurkiem należącym do profesora na ścianie wisiało kilka portretów przedstawiających poprzednich dyrektorów Hogwartu. Patrzyli oni z niechęcią na czarnowłosego chłopaka. Oprócz tego po prawej stronie pokoju na żerdzi siedział wielki okazały feniks o przepięknym upierzeniu.
W myślach Severusa widniała teraz tylko jedna myśl: „Już za godzinę będę siedział w pociągu wracając do Londynu”. Był tego całkowicie pewny. Nie mogło się przecież stać inaczej. Zaatakował innego ucznia i to nie byle czym, tylko czarną magią. Takie coś było niedozwolone pod każdym względem. Nie było najmniejszego powodu, dla którego dyrektor miałby go nie wyrzucać. Severus nie mógł przecież się od tego wymigać. Musiałby wyczyścić pamięć około trzydziestu ludziom, którzy byli wtedy w pociągu i patrzyli na całą scenę.
Zaczął się zastanawiać co zrobi po powrocie do Londynu. Jedyne co przyszło mu sensownego na myśl to to, żeby znaleźć Czarnego Pana i zasilić jego szeregi. I tak chciał to kiedyś zrobić… Czemu więc miałby czekać skoro nie może już uczyć się w Hogwarcie? Tak, to byłoby chyba jedyne wyjście. Obawiał się jednak tego, że Lily nie będzie go już chciała znać. Zawsze mówiła wprost, że nie popiera tego, że Severus jest tak zafascynowany czarną magią. Więc co dopiero powie, kiedy jej wyjawi co zamierza zrobić? Bał się, że z jej ust usłyszy, że się nim brzydzi… Ale chwila! Przecież ona i tak się na niego pogniewała za napaść na Jamesa. Może nawet nie będą już mogli ze sobą pogadać zanim Severus wsiądzie w drogę powrotną do domu? Może Dumbledore od razu powie, że ma zabrać swój kufer i sowę i od razu iść do Hogsmead na peron?
Oprócz Severusa, McGonagall i dyrektora w pokoju był także opiekun Slytherinu – Horacy Slughorn. Chłopak nigdy za nim nie przepadał. Drażniło go strasznie to, że nauczyciel Eliksirów tak bardzo myślał, że zna się na tym, czego naucza. A przecież prawda była zupełnie inna! Severus, który był tylko uczniem, tylko szesnastolatkiem miał dużo większą wiedzę na temat jak przyrządzać Eliksiry niż ten stary Slughorn. To przecież Sev ulepszał wszystkie receptury z podręczników, aby mikstury miały większą moc.
Chłopaka denerwowało także pewnego rodzaju niezdecydowanie, które przejawiało się w opiekunie jego domu. Do wszystkiego podchodził niepewnie i z wielką nieśmiałością. A przecież prawdziwy Ślizgom jest bardzo pewny siebie i zdecydowany.
– Dropsa, może? – spytał Dumbledore wyciągając w stronę McGonagall i Severusa pudełeczko, w którym roiło się aż od różnokolorowych cukierków, ale widząc karcące i mordercze zarazem spojrzenie profesorki cofnął szybko dłoń. – Nie wiem o co wam wszystkim chodzi. Horacy też nie chciał się poczęstować. Jak dla mnie to jedno z najbardziej udanych wynalazków mugoli…
Czy ten starzec naprawdę zamierzał teraz rozprawiać o jakichś głupich cukierkach?!
– Co cię do mnie sprowadza, Minerwo? – spytał w końcu Dumbledore jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co wydarzyło się w pociągu.
Minerwa najwyraźniej pomyślała dokładnie o tym samy, bo posłała dyrektorowi irytujące spojrzenie po czym objaśniła:
– Pan Snape zaatakował właśnie jednego z moich wychowanków. Gdybym nie przyszła na czas, mógłby umrzeć. Mam nadzieję, że coś z tym zrobisz, Albusie…
– Ach… Tak… – powiedział siadając za biurkiem i gładząc swoją długą, miejscami już siwą, brodę. – Horacy już raczył mi opowiedzieć tą jakże intrygującą historię…
Powiedział to bardzo spokojnym głosem. Tak jakby tu chodziło o jakąś błahą sprawę. Jakby Severus nie zaatakował Jamesa tylko stłukł jakiś wazon z kolekcji Minerwy McGonagall.
I wtedy po raz pierwszy Dumbledore spojrzał swoimi jasnoniebieskimi oczyma na Severusa. I mimo, że spoglądał na niego z dosyć dużej odległości, bo chłopak ciągle stał przy drzwiach, a do tego wszystkiego na długim nosie dyrektora spoczywały okulary połówki, Severus był pewny, że dostrzegł w jego oczach błysk rozbawienia. Co też tego starca mogło tak rozbawić?! Bo przecież chyba nie to, że przed chwilą o mało co nie zginął uczeń z rąk Ślizgona. „Prorok” nie dałby Hogwartowi żyć przez bardzo długi czas, gdyby się o tym fakcie dowiedział. A reputacja szkoły na pewno by podupadła.
McGonagall najprawdopodobniej zamurowało, bo wpatrywała się w Dumbledore’a z szeroko otwartymi oczami i najszczerszym zdumieniem na twarzy. A Slughorn w ogóle nic nie robił. Stał cały czas i rozglądał się niepewnym i nieśmiałym wzrokiem po wszystkich osobach na portretach za dyrektorem jakby te miały zaraz opuścić ramy obrazu i wyrządzić Horacemu krzywdę.
Profesorka po chwili milczenia powiedziała rozdygotanym i niedowierzającym głosem:
– I – Intrygująca historia, powiadasz?
– Ależ oczywiście. Niecodziennie się coś takiego zdarza, Minerwo. A poza tym nikt nie ucierpiał. Z tego co widziałem pan Potter miewa się doskonale i wprost z uśmiechem opowiada o zajściu z pociągu.
Teraz nawet Severusa zamurowało. Co też ten dropsoholik wygaduje?! Czy nie obchodziło go to, skąd Severus zna to zaklęcie?!  Zaczął wierzyć w to, co niektórzy uczniowie mówili o nim. On po prostu ma nie po kolei w głowie! Może te dropsy są nafaszerowane jakimś świństwem?! Przecież żaden normalnym człowiek nie siedziałby za biurkiem i nie patrzyłby na Severusa z uśmiechem na twarzy. Normalny człowiek podszedłby i wykrzyczał mu w twarz jak beznadziejnie się zachował i wywalił na zbity pysk ze swojego gabinetu dając jasno do zrozumienia, że może zbierać manatki i opuścić Hogwart.
– Żartujesz sobie?! – McGonagall krzyknęła tak, że Slughorn się skulił, a niektórzy z byłych dyrektorów porzuciło już udawanie tego, że śpią i z zaciekawieniem podziwiało scenkę w pokoju. – Ten chłopak właśnie użył na innym uczniu czarnej magii. Podkreślam, czarnej magii, jakbyś nie zrozumiał.
– Prosiłbym szanowną panią, aby, z łaski swojej, przestała tutaj krzyczeć. Niektórzy usiłują spać – rozległ się głos jednego z mężczyzn na portrecie.
– Daruj sobie, Fineasie! I tak wszyscy doskonale wiemy, że wszystko podsłuchujesz! – krzyknęła McGonagall, która nagle zrobiła się całkowicie czerwona na twarzy ze złości.
– Cóż za bezczelność! – odpowiedział owy Fineas, a parę portretów potwierdziło to cichymi mruknięciami.
– Dziękuję ci przyjacielu – uciszył go Dumbledore.
Były dyrektor musiał się chyba obrazić, ponieważ mrucząc coś gniewnie pod nosem nagle zniknął z portretu. Teraz na obrazie widniało tylko granatowe tło.
– Zdaję sobie z tego sprawę z tego co zaszło i bardzo mnie to martwi – kontynuował Dumbledore i zwrócił się do chłopaka. – Skąd znasz to zaklęcie?
Ton jego głosu był jak najbardziej poważny.
– Przeczytałem w jakiejś książce, na którą kiedyś natrafiłem. Pisało, że to zaklęcie na wrogów – skłamał bez zająknięcia.
Teraz oczy dyrektora wyrażały smutek. Czym się tak smucił?
– Czy nie uważasz, ze to nieodpowiedzialne korzystać z zaklęć, o których nie ma się pojęcia jak działają?
Powiedział to takim tonem, iż Severus stwierdził, że Dumbledore wie, że to, co chłopak mu przed chwilą wciskał to kłamstwo. Nie było żadnej książki, z której wyczytał tą formułę i starzec doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlaczego więc ciągnął tą szopkę? Czemu nie odprawił go od razu do Hogsmead na pociąg powrotny do Londynu?
– Ależ oczywiście, profesorze. Bardzo tego żałuję.
Nawet bardzo mało spostrzegawczy człowiek od razu stwierdziłby, że w jego głosie nie było słychać ani krzty żalu. Severus wszystko to powiedział beznamiętnym tonem.
– W takim razie liczę, że jutro z samego rana przeprosisz pana Pottera… – powiedział Dumbledore po chwili.
Jutro? Z samego rana? Czy to oznacza, że nie został wyrzucony ze szkoły?!
– Ależ, Albusie… – zaczęła z wściekłością McGonagall, lecz dyrektor uciszył ją gestem dłoni.
– Nawet nie dostanie minusowych punktów?!  – krzyknęła profesorka nie zważając na sprzeciw Dumbledore’a.
– Gdyby istniała taka możliwość na pewno by je dostał. Jednak incydent zdarzył się przed rozpoczęciem roku szkolnego. Tak więc jedyne co możemy zrobić, to wlepić miesięczny szlaban. Począwszy od jutra. Stawisz się u profesor McGonagall zaraz po zajęciach – powiedział zwracając się do Severusa.
Kobieta chciała chyba jeszcze coś powiedzieć, bo otwierała usta z oburzeniem na twarzy, ale dyrektor powiedział poważnie:
– To nie podlega dyskusji… A teraz wybaczą państwo ale chyba czas przywitać uczniów w Hogwarcie.
I uśmiechnął się promiennie.
Wychodząc z gabinetu, Severus jednego był pewien. Dumbledore stanowczo powinien odstawić na bok dropsy…

* ~~~~ * ~~~~ *

Następnego dnia Severus wkroczył do Wielkiej Sali w porze śniadaniowej. Tak jak podejrzewał wszystkie dziewczyny rzeczywiście oblepiały Jamesa ciasnym kręgiem, jakby ten był kołem ratunkowym, a one miały się zaraz utopić. Siedział przy stole Gryfonów, a wokół niego było kilkanaście uczennic z różnych domów – nawet, o zgrozo, ze Slytherinu. Obłapiały go swoimi dłońmi i przekrzykiwały się nawzajem chcąc się koniecznie dowiedzieć wszystkich szczegółów związanych z nim i Severusem.
Czarnowłosy podszedł po cichu do stolika Gryfonów. Zupełnie niezauważalnie. Tak, żeby mógł usłyszeć każde słowo, które wypowiedział James. Siedział wygodnie na ławie i odpowiadał na pytania dziewczyn, tak jakby ta cała afera wokół niego go męczyła. Severus znał jednak prawdę. On był wniebowzięty, że jest wokół niego tyle zamieszania. Pławił się teraz w pewnego rodzaju sławie.
– … No i chciałem go wtedy zaatakować – dobiegło do jego uszu. – Ale wtedy pomyślałem sobie, że po prostu odstąpię Wycierusowi. Nie warto marnować różdżki na kogoś tego pokroju. W końcu to nie jego wina, że ta jego plugawa matka urodziła tego charłaka od siedmiu boleści…
– Charłaka, Potter? – powiedział zimnym głosem Severus, który wyrósł za Jamesem znikąd. Wszystkie dziewczyny rzuciły przerażone spojrzenia w jego kierunku, pisnęły ze strachu i rozpierzchły się na bok. Tak, że teraz James mógł stanąć oko w oko z czarnowłosym chłopakiem. – Widzisz… Z mojej perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej. Jakoś nie było ci do śmiechu, kiedy leżałeś na podłodze i patrzyłeś na mnie przerażonym wzrokiem. Twoje oczy krzyczały. Błagały o to, żebym coś zrobił i ratował twoje nędzne życie. I wiesz co? Gdyby nie McGonagall już dawno by ciebie tu nie było. Zgrywasz tu jakiegoś bohatera, a ty po prostu leżałeś na podłodze i prosiłeś los, żeby ktoś ci pomógł.
Wszystko to powiedział jednomiernym, chłodnym tonem. Nikt nie odważył się mu przerwać. James się zmieszał. Nie wiedział co ma odpowiedzieć.
– Jesteś zwykłym tchórzem, Potter. T C H Ó R Z E M !
Ostatnie słowo wypowiedział bardzo głośno i wyraźnie. Tak, żeby dotarły do uszu każdego ucznia w Wielkiej Sali. Uczniowie siedzący przy stołach Krukonów i Puchonów oderwali się od rozmów i z zaciekawionym spojrzeniem zaczęli lustrować to, co działo się właśnie przy ławie Gryffindoru. Nawet niektórzy nauczyciele dostrzegli już co się dzieje. McGonagall przeczuła pewnie, że zaraz może się wydarzyć coś okropnego i chciała zainterweniować, ale Dumbledore powstrzymał ją gestem ręki.
Severus powoli oderwał spojrzenie od oczu Jamesa i spojrzał w prawo. Zobaczył tam rudowłosą dziewczynę z zielonymi oczyma, która teraz ciskała w Severusa groźne spojrzenia.
– Dobrze wiedzieć, że można liczyć na… przyjaciół – powiedział chłopak próbując zamaskować to jak wielki ból sprawił mu ten widok. Oto Lily siedziała przy Jamesie i zachowywała się zupełnie tak jak powiedziała. Była wśród tych dziewczyn. Severus jednak przez ten cały czas żywił nadzieję, że może ona jednak nie uczyni tak jak mu to obiecała. Nóż, który wczoraj wbiła w jego serce teraz całkowicie przebił jego narząd. Jeszcze wczoraj, kiedy budził się nad rzeką, nigdy by nie przypuszczał, że kiedyś będzie musiał patrzeć jak Lily klei się do Pottera. – Nawet mu nie powiesz, żeby przestał tak do mnie mówić, tak? Nie obronisz mnie? Nie wykrzyczysz mu w twarz tych rzeczy, które jeszcze niedawno bez problemu przechodziły ci przez gardło kiedy rozmawialiśmy o Potterze?!
Wszystko to mówił starając się powstrzymać łzy, które cisnęły mu się do oczu.
– Życzę wam owocnego małżeństwa. Mam tylko nadzieję, że wasze dzieci nie okażą się ostatnimi kanaliami, tak jak Potter.
Te dwa zdania wykrzyczał na tyle głośno, że teraz już każdy w Wielkiej Sali wpatrywał się w scenkę odgrywającą się przy stole Gryfonów wyczekując, co się dalej wydarzy.
Severus natomiast odwrócił się na pięcie i wyszedł  kierując się do lochów, tracąc ochotę na jakiekolwiek śniadanie i pozostawiając Jamesa i całe zgromadzenie wokół niego z osłupiałym wyrazem twarzy. Nie mógł także zauważyć tego, że w oczach Lily pojawiły się łzy bezsilności. Jedyne o czym teraz marzyła zielonooka to to, aby pobiec za Severusem i go przeprosić. Brzydziła się samej siebie. To co zrobiła było okropne. Zdradziła swojego najlepszego przyjaciela. I to dlaczego?! Przez tą cholerną dumę?!

Gdy schodził do lochu nie mógł powstrzymać już łzy, która spłynęła mu szybko po trupiobladym policzku by następnie zniknąć za czarnym kołnierzem szaty.
 __________________________
Okej... A więc jest i rozdział trzeci. Sama nie wiem co o nim myśleć. Niezbyt mi się podoba ;C Jedyne co mi (moim zdaniem) wyszło to chyba scena w Wielkiej Sali <3 To mi się podoba.

Na koniec chciałabym powiedzieć, że już widzę ten głupi uśmiech na Twej twarzy Marysiu, kiedy czytałaś słowo 'dropsoholik' :D Haha.
No nie ważne. Następny rozdział ukaże się w następny czwartek... Wybaczcie, ale tylko raz w tygodniu mam dostęp do Internetu i z przykrością muszę stwierdzić, że wena, która utrzymywała się przez całe wakacje i sprawiła, że w ciągu pół miesiąca napisałam 40 stron A4 w wordzie nagle znikła i umarła śmiercią naturalną. Podnosimy więc różdżki w górę i modlimy się aby wróciła. Poproszę o komentarze :) Wyrażenie swojej opinii Was nie zaboli a mnie zmotywuje do pisania i od ciągłego rozmyślenia nad sensem istnienia tego bloga C:
To już chyba byłoby na tyle :)

Dziękuję, do widzenia i rychłego zobaczenia
(Minimum 3 komentarze i wstawiam rozdział ^^)

~Gutta Bad ;D