Miłego czytania! :)
Następnego dnia pierwszą lekcją była Obrona Przed Czarną Magią. Tak więc o godzinie dziewiątej Ślizgoni i Gryfoni czekali przed salą aż pojawi się profesor Earthworm. To właśnie on w tym roku nauczał tego przedmiotu, a jego nazwisko zawsze wszystkich śmieszyło. Wszyscy uważali, że idealnie do niego pasuje (Earthworm- dżdżownica). Była to pewnie sprawa tego, że poruszaniem się przypominał ruchy jakiegoś wijącego się robaka. Był też strasznie wysoki i chudy niczym patyk. A do tego cały był jakiś taki krzywy. Trzeba jednak było przyznać, że w tak krótkim czasie, od początku roku szkolnego, zdążył już przekonać do siebie uczniów. Zawsze był wyrozumiały i przyjaźnie nastawiony do studentów.
– Dzisiaj proszę nie wyjmować książek – powiedział na początku lekcji, gdy każdy już sięgał do torby po podręcznik.
Lily i Severus, którzy znowu siedzieli razem w jednej ławce wymienili się zdziwionymi spojrzeniami. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby jakiś nauczyciel poprosił ich o to, aby nie wyjmowali książek.
– Otóż dzisiaj będziemy robić coś niezwiązanego z programem nauczania. Jest to coś w rodzaju bonusu za wasze dobre wyniki na lekcjach – powiedział przechadzając się po klasie tym swoim koślawym chodem. – Pomyślałem sobie, że jesteście na tyle zdolni, że możemy spróbować czegoś ciut trudniejszego. Czegoś, co z pewnością przyda wam się w chwili zagrożenia…
Zrobił efektowną pauzę po czym dokończył:
– Kiedy staniecie oko w oko z dementorem. Czy ktoś mi może powiedzieć, kto to jest dementor? Jakiego rodzaju zagrożeniem jest dla każdego człowieka? A może ktoś już się domyśla jakie zaklęcie będziemy dziś praktykować? – spytał podchodząc do swojego biurka i odwracając się w stronę uczniów.
Ręka Lily od razu poszybowała w górę. Severus oczywiście mógłby odpowiedzieć bez problemu na te wszystkie pytania. Interesował się w końcu czarną magią, a te stworzenia, dementory, bardzo go fascynowały. Chciał jednak dać szansę do wypowiedzi Lily.
– Tak, panno Evans? – spytał Earthworm.
– Dementorzy wysysają szczęście z każdego człowieka, w pobliżu którego się znajdą. W kontakcie z nimi ma się wrażenie, że już nigdy nie odzyska się radości. Dlatego też są dobrymi strażnikami Azkabanu. Jeszcze nikt nie zdołał z niego uciec. Do poskramiania dementorów służy zaklęcie Expecto Patronum.
– Doskonale, panno Evans! Piętnaście punktów dla Gryffindoru.
Tak… Jeśli chodziło o Earthworma to nigdy nie żałował przyznawania punktów. Rozdawał je na prawo i na lewo i chyba żadnego domu ich nigdy nie pozbawił.
Lily posłała do Severusa uśmiech, a on od razu go odwzajemnił. Jej zielone oczy wyglądały tak, jak zawsze kiedy była szczęśliwa. Uwielbiał wtedy na nie patrzyć. Całymi godzinami.
Lily odwróciła się w stronę Earthworma jednak on nie mógł od niej odciągnąć wzroku. Kiedy jednak profesor zaczął kontynuować swój wykład musiał się opamiętać. Z ciężkim sercem skierował swój wzrok na przód klasy.
– Tak więc dzisiaj będziemy uczyć się zaklęcia Expecto Patronum. Uprzedzam was jednak, że jest to zaklęcie bardzo trudne. Już nie wspominając o w pełni cielesnym patronusie. Szczerze powiedziawszy nie spodziewam się, aby komuś aż tak bardzo dzisiaj się powiodło. Lecz jesteście bardzo zdolną klasą, więc może ktoś jednak wyczaruje strzępek patronusa. Aby powołać do życia swoją „tarczę” chroniącą przed dementorami trzeba przypomnieć sobie coś naprawdę szczęśliwego. Tak aby ten widok, to wspomnienie wypełniło was w całości. Żeby ogarnęło każdy zakamarek waszego ciała. Musicie żyć tą szczęśliwą myślą. A więc pomyślcie przez chwilę. Przypomnijcie sobie coś miłego. Coś co was bardzo uszczęśliwiło. Potem unieście różdżki i… Expecto Patronum!
Z końca jego różdżki zaczął wydobywać się strzępek mgły, który po chwili zaczął się formować w jakiś dziwny, koślawy kształt. Po głębszym wpatrzeniu Severus dostrzegł, że to jakieś zwierzę. Łoś. Pobiegł on zgrabnie przez klasę wywołując wokół okrzyki zachwytu.
– Patronus często odzwierciedla cechy charakteru czarodzieja. Macie już swoje szczęśliwe wspomnienie? W takim razie spróbujcie. A ja zaraz wrócę – powiedział wchodząc na swoje zaplecze.
Wokół rozległy się głosy uczniów wypowiadających formułę zaklęcia. Severus pośpiesznie pomyślał co też czyniło go najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Przed oczami od razu pojawiła mu się Lily. Pomyślał o tym jak codziennie wpatruje się w nią. W jej oczy.
Był pewny, że po chwili z jego różdżki wydobędzie się Patronus, jednak wtedy zobaczył ławkę przed sobą Pottera, który wpatrywał się bezczelnie w Lily i gdy Severus krzyknął „Expecto Patronum!” nic się nie wydarzyło.
– Widzę, Smarkerusie, że coś ci nie wychodzi? – krzyknął James w jego kierunku, a Remus, Peter i Syriusz, którzy zgromadzili się przy nim wybuchli śmiechem. – Zresztą na twoim miejscu nie byłbym tym faktem zdziwiony. Co może się szczęśliwego przydarzyć, takiemu… śmieciowi, jakim jesteś ty? Nawet ona – wskazał na Lily. – cię nie chce. Spędza czas z tobą tylko dlatego, że jest jej ciebie żal… – powiedział wpatrując się w niego mściwie.
Severus natomiast poczuł wszechogarniający gniew. Jeszcze sekunda a byłby go uderzył. Jednak Lily przeszkodziła mu. Stanęła pomiędzy nimi i krzyknęła w stronę Jamesa:
– Odwal się od niego, Potter. Jesteś żałosny!
– Ha ha ha! To już dziewczyna musi cię bronić? Sam tego nie potrafisz zrobić?
Coś w nim pękło. Ścisnął różdżkę mocniej w dłoni i odepchnął Lily na bok. I w chwili gdy już miał krzyknąć w stronę Jamesa „Sectusempra!” jakieś zaklęcie ugodziło go z boku, a potem już wisiał głową w dół w powietrzu.
– Black! Jak śmiesz wykorzystywać moje zaklęcia przeciw mnie?! – krzyknął.
Tak. Syriusz użył zaklęcia „Levicorpus”. Zaklęcia, które powodowało, że człowieka chwytała jakaś niewidzialna ręka z kostkę u nogi i pociągała do góry, czego efektem było zawiśnięcie w powietrzu do góry nogami. Severus był dumny z tego zaklęcia. Było to jedno z pierwszych formuł jakie wymyślił w swoim życiu.
– CO SIĘ TUTAJ DZIEJE?! – pierwszy raz w życiu Severus usłyszał jak Earthworm na kogoś krzyczy. W jego głosie dosłyszał gniew.
I nagle ta magiczna ręka puściła kostkę Severusa, a on sam runął na ziemię uderzając mocno głową o ziemię. Gdy dotknął ręką twarzy zobaczył na swych dłoniach czerwoną maź. Z nosa leciała mu krew. Dojrzał nad sobą mściwą twarz Jamesa i Syriusza.
– Panno Evans, proszę zaprowadzić kolegę do pani Pomfrey – powiedział podniesionym głosem Earthworm przedzierając się przez uczniów, którzy się zgromadzili dookoła Severusa i Jamesa.
– Nic mi nie jest! – krzyknął czarnowłosy wyrywając się Lily, która złapała go pod ramię i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia.
Jeszcze by tego brakowało, żeby ten wstrętny Potter w towarzystwie swoich koleżków śmiał się z niego, że lekko się zranił i już musiał lecieć do skrzydła szpitalnego.
– Proszę nie dyskutować i iść do skrzydła szpitalnego! W tej chwili!
I gdy wraz z Lily wychodzili z Sali dosłyszał jeszcze krzyk:
– A wy, panie Potter i Black zarobiliście właśnie miesięczny szlaban! Jutro widzę was w moim gabinecie!
– Sev, czemu się tak zachowujesz?! Ja tylko chcę ci pomóc! – krzyknęła w końcu z rozpaczą w głosie Lily, gdy chłopak po raz kolejny wyrwał się dziewczynie, która próbowała mu wytrzeć chusteczką krew z twarzy.
Wyszli właśnie ze skrzydła szpitalnego i zmierzali w stronę jeziora. Pani Pomfrey powiedziała, że nic poważnego mu się z nosem nie stało, ale lepiej będzie, kiedy zaprzestanie głupich zabaw ze znajomymi. Miał jej wtedy coś odpowiedzieć złośliwego, ale nie chciał sobie grabić, więc po prostu wyszli. Od kiedy opuścili klasę Sev nie zaszczycił Lily ani jednym spojrzeniem. Patrzył cały czas pod nogi i nie odzywał się do niej ani słowem.
– Nie potrzebuję twojej pomocy… – powiedział w końcu wiedząc, że nie może jej unikać bez końca.
– Sev, co cię ugryzło? – spytała gdy wychodzili na błonia.
Spróbowała go zatrzymać, ale on ciągle szedł przed siebie trzymając przy nosie pakunek z zimnym lodem w środku. Nos nadal go bolał i był strasznie opuchnięty. Na szczęście niezłamany.
– Czy ty możesz wreszcie na mnie spojrzeć?! – wydarła się w końcu na cały głos stając przed nim i uderzając go z całej siły pięścią w klatkę piersiową.
Severus zamknął na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzył napotkał jej zielone oczy.
– Znam ten błysk w twoich oczach, Severusie… Mnie nie okłamiesz. Jesteś na mnie o coś zły, a ja przecież ci nic nie zrobiłam!
Odsunął ją na bok i zaczął iść dalej. Nie chciał jej mówić tego o czym pomyślał. O tym jak jedno zdanie Jamesa potwornie go zabolało. I nie chodziło mu wcale o to, że nazwał go śmieciem. To nie miało najmniejszego znaczenia. Chodziło o coś dużo bardziej poważniejszego.
– Czy ty myślisz, że to wszystko co Potter ci powiedział jest prawdą? Że jesteś dla mnie nikim? Że jest mi cię po prostu strasznie żal?!
Zatrzymał się i powoli odwrócił. Lily stała dokładnie w tym samym miejscu, w którym ją zostawił. Nawet się do niego nie odwróciła.
– Naprawdę tak uważasz? – spytała ciszej z wyrzutem i smutkiem w głosie. Coś w tym tonie sprawiło, że zawrócił i podszedł do niej.
– Tak… Tak właśnie uważam – powiedział w kierunku jej pleców.
Nie odpowiedziała nic.
– A niby dlaczego ciągle spędzasz ze mną czas? Przez Pottera i jego plugawych przyjaciół jestem pośmiewiskiem całej szkoły. Tylko nieliczni Ślizgoni się ode mnie nie odwrócili. A ty… Ty zawsze byłaś dobra… Pewnie masz, z jakiegoś nieznanego mi powodu, wyrzuty sumienia i aby to uczucie w sobie zagłuszyć wmawiasz sobie, że przebywając ze mną nie będziesz się czuła taka winna temu wszystkiemu…
– Jesteś żałosny… Snape! – zawołała z wyczuwalną wściekłością i wzburzeniem w głosie. Severus zamilkł jak rażony błyskawicą. Lily pierwszy raz zwróciła się do niego po nazwisku. Szczerze powiedziawszy zraniła go tym, ale tak naprawdę wiedział, że sobie na to zasłużył. Tym razem stanowczo przegiął.
– Naprawdę… Jesteś żałosny… Jak możesz w ogóle tak myśleć, tak mówić? – głos jej drżał. Zdał sobie sprawę, że to co przed chwilą powiedział bardzo ją zabolało i z miejsca zaczął tego potwornie żałować.
Następnego dnia pierwszą lekcją była Obrona Przed Czarną Magią. Tak więc o godzinie dziewiątej Ślizgoni i Gryfoni czekali przed salą aż pojawi się profesor Earthworm. To właśnie on w tym roku nauczał tego przedmiotu, a jego nazwisko zawsze wszystkich śmieszyło. Wszyscy uważali, że idealnie do niego pasuje (Earthworm- dżdżownica). Była to pewnie sprawa tego, że poruszaniem się przypominał ruchy jakiegoś wijącego się robaka. Był też strasznie wysoki i chudy niczym patyk. A do tego cały był jakiś taki krzywy. Trzeba jednak było przyznać, że w tak krótkim czasie, od początku roku szkolnego, zdążył już przekonać do siebie uczniów. Zawsze był wyrozumiały i przyjaźnie nastawiony do studentów.
– Dzisiaj proszę nie wyjmować książek – powiedział na początku lekcji, gdy każdy już sięgał do torby po podręcznik.
Lily i Severus, którzy znowu siedzieli razem w jednej ławce wymienili się zdziwionymi spojrzeniami. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby jakiś nauczyciel poprosił ich o to, aby nie wyjmowali książek.
– Otóż dzisiaj będziemy robić coś niezwiązanego z programem nauczania. Jest to coś w rodzaju bonusu za wasze dobre wyniki na lekcjach – powiedział przechadzając się po klasie tym swoim koślawym chodem. – Pomyślałem sobie, że jesteście na tyle zdolni, że możemy spróbować czegoś ciut trudniejszego. Czegoś, co z pewnością przyda wam się w chwili zagrożenia…
Zrobił efektowną pauzę po czym dokończył:
– Kiedy staniecie oko w oko z dementorem. Czy ktoś mi może powiedzieć, kto to jest dementor? Jakiego rodzaju zagrożeniem jest dla każdego człowieka? A może ktoś już się domyśla jakie zaklęcie będziemy dziś praktykować? – spytał podchodząc do swojego biurka i odwracając się w stronę uczniów.
Ręka Lily od razu poszybowała w górę. Severus oczywiście mógłby odpowiedzieć bez problemu na te wszystkie pytania. Interesował się w końcu czarną magią, a te stworzenia, dementory, bardzo go fascynowały. Chciał jednak dać szansę do wypowiedzi Lily.
– Tak, panno Evans? – spytał Earthworm.
– Dementorzy wysysają szczęście z każdego człowieka, w pobliżu którego się znajdą. W kontakcie z nimi ma się wrażenie, że już nigdy nie odzyska się radości. Dlatego też są dobrymi strażnikami Azkabanu. Jeszcze nikt nie zdołał z niego uciec. Do poskramiania dementorów służy zaklęcie Expecto Patronum.
– Doskonale, panno Evans! Piętnaście punktów dla Gryffindoru.
Tak… Jeśli chodziło o Earthworma to nigdy nie żałował przyznawania punktów. Rozdawał je na prawo i na lewo i chyba żadnego domu ich nigdy nie pozbawił.
Lily posłała do Severusa uśmiech, a on od razu go odwzajemnił. Jej zielone oczy wyglądały tak, jak zawsze kiedy była szczęśliwa. Uwielbiał wtedy na nie patrzyć. Całymi godzinami.
Lily odwróciła się w stronę Earthworma jednak on nie mógł od niej odciągnąć wzroku. Kiedy jednak profesor zaczął kontynuować swój wykład musiał się opamiętać. Z ciężkim sercem skierował swój wzrok na przód klasy.
– Tak więc dzisiaj będziemy uczyć się zaklęcia Expecto Patronum. Uprzedzam was jednak, że jest to zaklęcie bardzo trudne. Już nie wspominając o w pełni cielesnym patronusie. Szczerze powiedziawszy nie spodziewam się, aby komuś aż tak bardzo dzisiaj się powiodło. Lecz jesteście bardzo zdolną klasą, więc może ktoś jednak wyczaruje strzępek patronusa. Aby powołać do życia swoją „tarczę” chroniącą przed dementorami trzeba przypomnieć sobie coś naprawdę szczęśliwego. Tak aby ten widok, to wspomnienie wypełniło was w całości. Żeby ogarnęło każdy zakamarek waszego ciała. Musicie żyć tą szczęśliwą myślą. A więc pomyślcie przez chwilę. Przypomnijcie sobie coś miłego. Coś co was bardzo uszczęśliwiło. Potem unieście różdżki i… Expecto Patronum!
Z końca jego różdżki zaczął wydobywać się strzępek mgły, który po chwili zaczął się formować w jakiś dziwny, koślawy kształt. Po głębszym wpatrzeniu Severus dostrzegł, że to jakieś zwierzę. Łoś. Pobiegł on zgrabnie przez klasę wywołując wokół okrzyki zachwytu.
– Patronus często odzwierciedla cechy charakteru czarodzieja. Macie już swoje szczęśliwe wspomnienie? W takim razie spróbujcie. A ja zaraz wrócę – powiedział wchodząc na swoje zaplecze.
Wokół rozległy się głosy uczniów wypowiadających formułę zaklęcia. Severus pośpiesznie pomyślał co też czyniło go najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Przed oczami od razu pojawiła mu się Lily. Pomyślał o tym jak codziennie wpatruje się w nią. W jej oczy.
Był pewny, że po chwili z jego różdżki wydobędzie się Patronus, jednak wtedy zobaczył ławkę przed sobą Pottera, który wpatrywał się bezczelnie w Lily i gdy Severus krzyknął „Expecto Patronum!” nic się nie wydarzyło.
– Widzę, Smarkerusie, że coś ci nie wychodzi? – krzyknął James w jego kierunku, a Remus, Peter i Syriusz, którzy zgromadzili się przy nim wybuchli śmiechem. – Zresztą na twoim miejscu nie byłbym tym faktem zdziwiony. Co może się szczęśliwego przydarzyć, takiemu… śmieciowi, jakim jesteś ty? Nawet ona – wskazał na Lily. – cię nie chce. Spędza czas z tobą tylko dlatego, że jest jej ciebie żal… – powiedział wpatrując się w niego mściwie.
Severus natomiast poczuł wszechogarniający gniew. Jeszcze sekunda a byłby go uderzył. Jednak Lily przeszkodziła mu. Stanęła pomiędzy nimi i krzyknęła w stronę Jamesa:
– Odwal się od niego, Potter. Jesteś żałosny!
– Ha ha ha! To już dziewczyna musi cię bronić? Sam tego nie potrafisz zrobić?
Coś w nim pękło. Ścisnął różdżkę mocniej w dłoni i odepchnął Lily na bok. I w chwili gdy już miał krzyknąć w stronę Jamesa „Sectusempra!” jakieś zaklęcie ugodziło go z boku, a potem już wisiał głową w dół w powietrzu.
– Black! Jak śmiesz wykorzystywać moje zaklęcia przeciw mnie?! – krzyknął.
Tak. Syriusz użył zaklęcia „Levicorpus”. Zaklęcia, które powodowało, że człowieka chwytała jakaś niewidzialna ręka z kostkę u nogi i pociągała do góry, czego efektem było zawiśnięcie w powietrzu do góry nogami. Severus był dumny z tego zaklęcia. Było to jedno z pierwszych formuł jakie wymyślił w swoim życiu.
– CO SIĘ TUTAJ DZIEJE?! – pierwszy raz w życiu Severus usłyszał jak Earthworm na kogoś krzyczy. W jego głosie dosłyszał gniew.
I nagle ta magiczna ręka puściła kostkę Severusa, a on sam runął na ziemię uderzając mocno głową o ziemię. Gdy dotknął ręką twarzy zobaczył na swych dłoniach czerwoną maź. Z nosa leciała mu krew. Dojrzał nad sobą mściwą twarz Jamesa i Syriusza.
– Panno Evans, proszę zaprowadzić kolegę do pani Pomfrey – powiedział podniesionym głosem Earthworm przedzierając się przez uczniów, którzy się zgromadzili dookoła Severusa i Jamesa.
– Nic mi nie jest! – krzyknął czarnowłosy wyrywając się Lily, która złapała go pod ramię i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia.
Jeszcze by tego brakowało, żeby ten wstrętny Potter w towarzystwie swoich koleżków śmiał się z niego, że lekko się zranił i już musiał lecieć do skrzydła szpitalnego.
– Proszę nie dyskutować i iść do skrzydła szpitalnego! W tej chwili!
I gdy wraz z Lily wychodzili z Sali dosłyszał jeszcze krzyk:
– A wy, panie Potter i Black zarobiliście właśnie miesięczny szlaban! Jutro widzę was w moim gabinecie!
– Sev, czemu się tak zachowujesz?! Ja tylko chcę ci pomóc! – krzyknęła w końcu z rozpaczą w głosie Lily, gdy chłopak po raz kolejny wyrwał się dziewczynie, która próbowała mu wytrzeć chusteczką krew z twarzy.
Wyszli właśnie ze skrzydła szpitalnego i zmierzali w stronę jeziora. Pani Pomfrey powiedziała, że nic poważnego mu się z nosem nie stało, ale lepiej będzie, kiedy zaprzestanie głupich zabaw ze znajomymi. Miał jej wtedy coś odpowiedzieć złośliwego, ale nie chciał sobie grabić, więc po prostu wyszli. Od kiedy opuścili klasę Sev nie zaszczycił Lily ani jednym spojrzeniem. Patrzył cały czas pod nogi i nie odzywał się do niej ani słowem.
– Nie potrzebuję twojej pomocy… – powiedział w końcu wiedząc, że nie może jej unikać bez końca.
– Sev, co cię ugryzło? – spytała gdy wychodzili na błonia.
Spróbowała go zatrzymać, ale on ciągle szedł przed siebie trzymając przy nosie pakunek z zimnym lodem w środku. Nos nadal go bolał i był strasznie opuchnięty. Na szczęście niezłamany.
– Czy ty możesz wreszcie na mnie spojrzeć?! – wydarła się w końcu na cały głos stając przed nim i uderzając go z całej siły pięścią w klatkę piersiową.
Severus zamknął na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzył napotkał jej zielone oczy.
– Znam ten błysk w twoich oczach, Severusie… Mnie nie okłamiesz. Jesteś na mnie o coś zły, a ja przecież ci nic nie zrobiłam!
Odsunął ją na bok i zaczął iść dalej. Nie chciał jej mówić tego o czym pomyślał. O tym jak jedno zdanie Jamesa potwornie go zabolało. I nie chodziło mu wcale o to, że nazwał go śmieciem. To nie miało najmniejszego znaczenia. Chodziło o coś dużo bardziej poważniejszego.
– Czy ty myślisz, że to wszystko co Potter ci powiedział jest prawdą? Że jesteś dla mnie nikim? Że jest mi cię po prostu strasznie żal?!
Zatrzymał się i powoli odwrócił. Lily stała dokładnie w tym samym miejscu, w którym ją zostawił. Nawet się do niego nie odwróciła.
– Naprawdę tak uważasz? – spytała ciszej z wyrzutem i smutkiem w głosie. Coś w tym tonie sprawiło, że zawrócił i podszedł do niej.
– Tak… Tak właśnie uważam – powiedział w kierunku jej pleców.
Nie odpowiedziała nic.
– A niby dlaczego ciągle spędzasz ze mną czas? Przez Pottera i jego plugawych przyjaciół jestem pośmiewiskiem całej szkoły. Tylko nieliczni Ślizgoni się ode mnie nie odwrócili. A ty… Ty zawsze byłaś dobra… Pewnie masz, z jakiegoś nieznanego mi powodu, wyrzuty sumienia i aby to uczucie w sobie zagłuszyć wmawiasz sobie, że przebywając ze mną nie będziesz się czuła taka winna temu wszystkiemu…
– Jesteś żałosny… Snape! – zawołała z wyczuwalną wściekłością i wzburzeniem w głosie. Severus zamilkł jak rażony błyskawicą. Lily pierwszy raz zwróciła się do niego po nazwisku. Szczerze powiedziawszy zraniła go tym, ale tak naprawdę wiedział, że sobie na to zasłużył. Tym razem stanowczo przegiął.
– Naprawdę… Jesteś żałosny… Jak możesz w ogóle tak myśleć, tak mówić? – głos jej drżał. Zdał sobie sprawę, że to co przed chwilą powiedział bardzo ją zabolało i z miejsca zaczął tego potwornie żałować.
– Lily,
zrozum mnie, postaw się na moim miejscu. Ja już nie wiem, co mam o tym
wszystkim myśleć – zaczął, tym razem spokojnie.
Odwróciła się
w końcu stając z nim twarzą w twarz. Groźne błyski czające się w jej oczach nie
zdążyły jeszcze do końca zniknąć, ale widać było, że nie była tak ogromnie
wściekła jak przed chwilą.
– O czym ty
mówisz? – spytała.
– O tym, że
Potter dosłownie niszczy moje życie. Za wszelką cenę chce, żebym uwierzył w to,
że ty mnie nienawidzisz. Na każdym kroku robi ze mnie pośmiewisko, żebyś się
mnie wstydziła…
– Ależ Sev!
Niepotrzebnie się nim przejmujesz. Myślisz, że naprawdę mogłabym się od ciebie
odwrócić? Nie na tym polega przyjaźń – powiedziała podchodząc do niego i kładąc
mu swoją dłoń na policzku.
Złość
zupełnie już z niej wyparowała. Teraz zwracała się do niego cichym i pełnym
czułości głosem.
– Przepraszam
– powiedział po chwili. – Nie powinienem na ciebie krzyczeć.
Lily nic nie
powiedziała, tylko posłała mu promienny uśmiech. Następnie wzięła z jego dłoni
pakunek z, już trochę roztopionym, lodem i przyłożyła mu go do nosa. Była mu w
stanie wybaczyć wszystko. W końcu byli przyjaciółmi. Najlepszymi.
Październik
dobiegał powoli ku końcowi. A co za tym idzie na dworze robiło się coraz
zimniej. Deszcz także dawał o sobie znać i spadał z nieba w postaci ulewy,
która potrafiła zamęczać czarodziejów nawet kilka dni z rzędu. Jednak niektórzy
uwielbiali ten „urok” jesieni. Do tej grupy niewątpliwie mogła należeć Lily
Evans.
- Kocham deszcz,
wiesz Sev? – spytała rudowłosa, która podpierała swoją głowę ręką i z rozmarzeniem obserwowała przez okno jak
krople rozbijają się o wieże zamku, o korony drzew a także jak giną wśród trawy
na błoniach. Jedna kropla goniła drugą za wszelką cenę chcąc ją prześcignąć.
- A co w tym
niby takiego interesującego? – odpowiedział pytaniem chłopak nawet nie
zaszczyciwszy jej spojrzeniem. Dalej siedział pochylony nad kawałkiem pergaminu
i zawzięcie pisał wypracowanie na transmutację, a gdy usłyszał dziwne
stwierdzenie swojej przyjaciółki pokręcił tylko głową ze śmiechem. – Nie dość,
że jest potwornie zimno, to jeszcze na dodatek wychylisz rękę za drzwi i jesteś
cały mokry.
Siedzieli
właśnie oboje naprzeciwko siebie przy jednym stole w bibliotece. Nie oni jedni,
zresztą. Większość uczniów nie mając co ze sobą zrobić w ten deszczowy dzień
chowało się w Pokojach Wspólnych albo właśnie w bibliotece odrabiając zaległe
prace domowe.
- Ależ wszystko
jest w tym interesujące!
W głosie
dziewczyny można było wyczuć wielkie zafascynowanie.
- Kiedy byłam
mała często wymykałam się w nocy kiedy padał deszcz. Kładłam się na brzegu
jeziora niedaleko mojego domu i patrzyłam jak krople rozbijają się o taflę
wody. Uwielbiałam kiedy deszcz muskał delikatnie moją skórę. A potem wracałam
do domu, wdrapywałam się na to rozłożyste drzewo i później przez okno do mojego
pokoju. Pamiętam jak następnego dnia rodzice się dziwili widząc, że mam 38
stopni gorączki.
Roześmiała się
perlistym śmiechem. Severus natomiast popatrzył na nią z przerażeniem, położył
pióro na do połowy zapisanym pergaminie, okrążył stół i podszedł do dziewczyny.
A później położył swoją rękę na jej czole.
- Eee… Severus,
co ty u licha robisz? – spytała Lily trochę bojąc się ruszyć.
- Nie, nic –
powiedział wracając na miejsce i ponownie zabierając się za odrabianie pracy
domowej. – Po prostu myślałem, że masz gorączkę, bo takie głupoty wygadujesz…
Uśmiechnął się
chuligańsko.
- Wiesz ty co?!
– wykrzyknęła z oburzeniem, że aż kilku okolicznych uczniów obejrzało się w ich
kierunku a pani Pince obdarzyła ich morderczym spojrzeniem, od którego
niejednego człowieka by zmroziło. Lily jednak się nią nie przejęła i
kontynuowała dalej, lecz nieco ciszej:
- Powinieneś się
raczej cieszyć, ze nie mam przy sobie różdżki. To jest właśnie jeden z
momentów, w którym czarodziej powinien rozpaczać z powodu swojej
zapominalskości.
- Przestań
marudzić, tylko daj mi swoje wypracowanie – odpowiedział Severus ze śmiechem w
głosie i sięgnął ręką ku wielkiemu zwojowi pergaminu koło ręki Lily.
- O! Mowy nie
ma, sam to napiszesz…
-Daj spokój,
Lily… Brakuje mi dwóch cali i zupełnie nie wiem, co mam dalej napisać…
„Wyjaśnij dlaczego transmutacja ludzka jest bardziej skomplikowana od
transmutacji zwierzęcej”! Też mi temat na esej… Zupełnie nie mogę zrozumieć w
jaki sposób zdołałaś zapisać dwie rolki pergaminu!
- Ty leniu…
Gdybyś nie robił wszystkiego na ostatnią chwilę, miałbyś sporo czasu, żeby poszukać
informacji w książkach…
Dla podkreślenia
swych słów wskazała rękoma dookoła siebie.
Severus
westchnął smutno i ponownie pochylił się nad pergaminem trzymając pióro w
prawej ręce cal nad pergaminem i zupełnie nie wiedząc co też ma dalej napisać.
Gdy tak teraz o tym myślał, mógł pisać to wszystko większymi literami. Wtedy
nie dość, że miałby zapełnioną całą rolkę pergaminu to jeszcze miałby
przynajmniej ćwierć drugiej. O by się nikt nie przyczepił. Chyba…
A Lily nie mogąc
już tak dłużej patrzeć na niego wstała i powiedziała:
- Chodź…
- Chodź…
I wyciągnęła do
niego rękę dając do zrozumienia, żeby ją chwycił i podążył za nią.
- Gdzie? –
spytał zdezorientowany.
- Oj, zobaczysz.
Zaufaj mi i chodź. Spodoba ci się.
A Severus, który
zrobiłby dla niej wszystko zostawił bez słowa rolkę pergaminu i pióro i poszedł
za nią, mocno ściskając jej ciepłą dłoń.
- Jaka z nich słodka para… - powiedział z
jawnym obrzydzeniem i sarkazmem chłopak z nienaturalnie jasnymi włosami.
Trzech wysokich nastolatków stało właśnie
za załomem korytarza. Koło nich przebiegła właśnie rudowłosa dziewczyna w
towarzystwie czarnowłosego ślizgona. Byli zbyt bardzo zajęci sobą, bo śmiejąc
się wniebogłosy nie zauważyli nawet tych trzech osób, które z całą pewnością
nie chciały aby ktoś usłyszał o czym rozmawiają.
- Jak on może się zadawać z gryfońską
smarkulą?! Przecież to wbrew wszystkim zasadom! – zawołał drugi z nich.
- Nie wrzeszcz tak! – skarcił go blondyn.
– Chyba nie chcesz, żeby cię ktoś usłyszał. Przypominam ci, że nie chcemy aby
ktoś nas nakrył. A poza tym z Gryffindoru w historii Hogwartu było parę osób,
które okazały się przydatne Śmierciożercom, a później nawet zasilili nasze
szeregi…
- Ale spójrz tylko na nią. Przecież ta
dziewczyna już na pierwszy rzut oka wygląda na kogoś kto nigdy nie poparł by
Czarnego Pana…
W tym momencie do rozmowy wtrącił się
trzeci chłopak. Pozostali dwaj nie znali nikogo, kto mógłby mieć równie
lodowaty głos. Mimo iż obaj byli do niego przyzwyczajeni, mimowolnie się
wzdrygnie.
- I właśnie dlatego ta mała będzie jedną
z pierwszych, która zginie, kiedy nasz Pan zyska większą władzę. A to przecież
kwestia kilku miesięcy * [* W moim opowiadaniu Voldemort w chwili obecnej ma
wielu popleczników i morduje wiele osób, Ministerstwo nie jest go jednak w
stanie poskromić, a on sam nie ma jeszcze wielkiej władzy J
]
- O nie! Nie,
nie, nie i jeszcze raz nie! – krzyknął stanowczo Severus, kiedy domyślił się,
co planuje zrobić Lily. – Nie ma najmniejszej mowy, że wyjdę w taką pogodę na
dwór!
- A właśnie, że
to zrobisz! – zaczęła śmiać się dziewczyna ciągnąc go za przód szaty w stronę
wrót prowadzących na błonia.
- Lily! Opanuj
się, na dworze jest niewyobrażalnie zimno a do tego, jakbyś nie zauważyła,
PADA! – powiedział Severus dobitnie, próbując się wyswobodzić z jej uchwytu.
Wszystkie jego próby jednak spełzły na niczym. Jak to możliwe, że taka drobna
osóbka może mieć aż tyle siły.
- To, że pada,
nie znaczy, że musi być zimno.
Lily gwałtownie
się zatrzymała i obróciła w stronę chłopaka.
- A po za tym,
jeśli ze mną nie pójdziesz, wyjdę sama. I jeśli coś mi się stanie, załóżmy, że
ktoś mnie napadnie, to będziesz mnie maił na sumieniu… - powiedziała
uśmiechając się słodko i lekko przechylając głowę na bok.
- Na terenie
Hogwartu to niemożliwe… Za gacie Merlina z tobą nie pójdę. Z głową jak na razie
mam jeszcze wszystko w porządku – i jakby na potwierdzenie tych słów znacząco
popukał się palcem w skroń.
- W takim razie
idę sama. Trudno.
Wzruszyła
ramionami, odwróciła się i zgrabnie, jak sarna, pognała w stronę wyjścia na
błonia. Nim Severus się obejrzał już jej nie było.
Stał tak przez
chwilę z oniemiałą miną i nie wiedział co ma zrobić. Jedno było pewne, z
pewnością nie chciał wychodzić na zewnątrz. Co więc jednak sprawiło, że już po
chwili pobiegł w ślad za nią krzycząc „Lily, zaczekaj!”.
Opuścił zamek i
rozejrzał się dookoła. Lało jak z cebra, a niebo było przesłonięte ciemnymi
chmurami. Mimo iż było dopiero po godzinie siedemnastej wokół panował mrok. Dni
stawały się w końcu coraz krótsze i nic na to nie dało się poradzić. Taka w
końcu kolej rzeczy.
Zagrzmiało.
-LILY EVANS, TY
SKOŃCZONA WARIATKO! – wydzierał się, nie był jednak na nią zły. Wręcz
przeciwnie, chyba zaczynało mu się to podobać. Ponieważ lekcje się już
skończyły nie miał na sobie mundurka, jedynie czarną bluzkę z krótkim rękawem.
Dlatego też czuł jak coraz to nowsze krople deszczu obijają się o jego nagie
ręce i spływają po nich w dół aby następnie przedostać się do czubków palców i
spaść ginąc gdzieś w trawie, wśród miliona innych kropel deszczu. Nie było mu
jednak zimno. Lily miała rację. To, że jest taka pogoda, nie musi wcale
oznaczać, że temperatura jest ujemna. Wręcz przeciwnie. Wiał lekko ciepły
wiatr, a wilgotne powietrze pachniało trawą. Uwielbiał ten zapach. Kojarzył mu
się z dzieciństwem, kiedy wraz z Lily chadzali na łąkę i kładli się wśród trawy
obserwując jak chmury przemierzają niebo przybierając różnych rozmaitych
kształtów.
Nim się obejrzał
był cały mokry.
- Gdzie ty
jesteś?! – zawołał przykładając do ust złożone w tubę ręce, aby echo poniosło
jego krzyk.
- Tutaj… -
wyszeptał mu delikatny głosik do ucha. Jednocześnie ta osoba położyła mu na
ramionach swoje dłonie. A podeszła tak niespodziewanie, że aż podskoczył
zaskoczony.
- Spokojnie, to
tylko ja… - zaśmiała się Lily.
Severus odwrócił
się do niej i zobaczył jak bardzo jest zmoczona. Pomyślał zresztą, że on tak
samo wygląda. Włosy były już całkowicie przemoczone i teraz okalały jej głowę
przylegając do skóry, z nosa skapywały jej kropelki deszczu, a jej zielone oczy
błyszczały w ciemności zielonym blaskiem. Mundurek natomiast (Lily w
przeciwieństwie do Severusa lubiła go nosić nawet po lekcjach) miała
doszczętnie przemoczony.
- I jak ty to
zamierzasz doprowadzić do stanu używalności do jutra? – spytał uśmiechając się.
- Jedno
machnięcie różdżką i gotowe – powiedział usiłując pstryknąć palcami w
powietrzu, ale ponieważ jej palce były mokre, nie udało się jej to. A na efekt
jej poczynań tylko znowu zaśmiała się swoim perlistym głosem.
- Chodź –
powiedziała chwytając go za rękę.
Chmury przecięła
błyskawica, a po paru sekundach rozległ się grzmot. Ruszyli przed siebie w
stronę jeziora. Zdawało się ono zupełnie zlewać z otoczeniem. Czerń krajobrazu
wręcz pochłaniała cały zbiornik. Gdyby ktoś nie wiedział, że znajduje się w
tamtym miejscu mógłby niewątpliwie wejść prosto w jego odmęty, a tam czekała na
niego ośmiornica i różne inne potwory, które z pewnością ucieszyłyby się z
nowego towarzystwa.
Usiedli nad
brzegiem jeziora i obserwowali jak krople deszczu odbijają się od tafli wody
sprawiając, że pojawiały się na niej otoczki.
Severus, mimo że
na początku nie był przyjaźnie nastawiony do wyjścia na dwór, teraz poczuł się
szczęśliwy mogąc być w tym właśnie miejscu z Lily. Gdyby tylko mógł mieć ją
przy sobie do końca swoich dni… Wtedy byłby najszczęśliwszym czarodziejem na
świecie i nie potrzebowałby do życia niczego innego. Tylko jej ciepłego dotyku,
czułych słów, słodkiego uśmiechu, jej cudownych rudych włosów i oczywiście jej
zawsze promiennych, zielonych oczu.
Wyciągnął swoją
różdżkę i skierował ją w stronę jeziora.
- Co robisz? –
spytała Lily.
On jednak nic
nie odpowiedział tylko wyszeptał formułę zaklęcia:
- Expecto
Patronum!
Z początku nic
wielkiego się nie działo. Zawiedziony Severus już miał schować różdżkę, gdy z
jej końca zaczęło się sączyć niebieskawe światło. Rozświetliło ono mrok a z
końca różdżki zaczęła wić się srebrna wstęga, która zaczęła wić się w stronę
jeziora. Już po chwili nić ta zaczęła się zginać i łamać w najprzeróżniejszych
miejscach, rozdwajała się i zaczęła nabierać kształtu jakiegoś zwierzęcia.
Najpierw z torsu wyłoniły się rozłożyste skrzydła, później głowa, na końcu
której widniał zaostrzony i zagięty w dół dziób. Na samym końcu pojawiły się
kończyny z niezwykle ostrymi szponami. Był to bez wątpienia orzeł* (* Małe
wyjaśnienie ^^. Otóż w moim opowiadaniu wygląda to tak, że Severus z początku
miał patronusa orła, jednak później, po śmierci Lily jego patronus zmienił się
na łanię, czyli jak wiemy „pupila” Lily. To tak w roli wyjaśnienia, bo wręcz
słyszałam jak mówicie *Przecież patronusem Severusa jest łania!* ;) ).
Zatrzepotał dumnie skrzydłami i tuż nad taflą jeziora pofrunął w dal
rozświetlając dookoła niego woda. Tworzył pewnego rodzaju barierę, bo krople
deszczu całkowicie go omijały.
- Udało ci się!
– krzyknęła Lily ze zdumieniem, kiedy orzeł już zniknął w oddali a Severus
schował różdżkę.
- A czy przez
choćby chwilę ktoś w to wątpił? – spytał, uśmiechając się łobuzersko, chłopak.
Lily
odwzajemniła uśmiech. To dziwne, że siedzieli tu już od paru minut, a deszcz
zupełnie im nie przeszkadzał, nawet Severusowi. Czuł się zupełnie tak jakby
świeciło słońce. Lily przysłaniała mu złą pogodę i sprawiała, że wszystko
przybierało cieplejszych barw.
Niebo przecięła
kolejna błyskawica, a po kilku sekundach rozległ się donośny grzmot.
- Nie boisz się
burzy? – spytał zdziwiony Severus.
- Boję… -
przyznała nieśmiało.
- Więc czemu
chcesz tu siedzieć?
- Boję się burzy
tylko wtedy kiedy jestem sama, a teraz ma mnie kto przed nią bronić –
powiedziała uśmiechając się do niego delikatnie, a od tego uśmiechu i od jej
spojrzenia Severusowi serce zaczęło bić mocniej.
- Nie martw się,
jestem przy tobie… - powiedział obejmując ją ramieniem.
I wpatrując się
w czarne odmęty zaczął rozmyślać o ich wspólnej wyprawie do Brendan Cork.
Wtedy, kiedy zastali miasto doszczętnie spalone. Tamten dzień ciągle go
prześladował, kotłując się w jego głowie i nie mogąc jej opuścić. Coś wtedy
poszło nie tak. Wszystko miało być zupełnie inaczej. Doskonale pamiętał co czuł
po rozmowie z Aforyniuszem Weirdem. Stwierdził wtedy, że musi coś zrobić, bo
inaczej będzie tego żałował do końca życia. Pamiętał też także i to, że wypił
miksturę Felix Felicis z przekonaniem, że to mu pomoże w odzyskaniu dziewczyny.
Jednak w jej odzyskaniu był głębszy sens. Łudził się, że ona się w nim zakocha.
W końcu to by było logiczne. Eliksir tak działał. Sprawiał, że wszystko
układało się po myśli osoby, która ją spożyła. A jednak coś nie zadziałało.
Poprosił ją nawet, żeby spojrzała mu głęboko w oczy i wtedy także nic się nie
stało. I mimo, że w Hogwarcie nie było drugiego takiego, który znałby się na
eliksirach lepiej od niego nie pojmował dlaczego mikstura nie przyniosła
oczekiwanego skutku.
- O czym
myślisz? – wyrwała go z zamyśleń Lily.
- O… niczym
szczególnym – nie wiedzieć czemu nie powiedział jej prawdy. Chciał ją zatrzymać
dla siebie.
Tymczasem deszcz
przestał już ich tak natarczywie atakować i teraz tylko delikatnie muskał ich
skórę…
- Masz strasznie
smutną minę… - powiedziała spoglądając na jego twarz. A ponieważ Severus ciągle
ją obejmował jej twarz znajdowała się teraz tak blisko jego twarzy. Czarne oczy
były tuż obok zielonych, a ich usta dzieliły zaledwie parę centymetrów. Gdyby
tylko się trochę nachylił mógłby ją z łatwością pocałować i w końcu poczuć smak
jej pełnych warg. Był pewny, że jeszcze kilka sekund i nie będzie się mógł
powstrzymać. Była tak blisko. I już kiedy zaczął się lekko do niej przybliżać
ona wyswobodziła się z łatwością spod jego ramienia i wstała.
Stanęła przed
nim, tak żeby nie mógł widzieć jej twarzy. Gdyby mógł ją ujrzeć i gdyby uważnie
się przyjrzał mógłby z pewnością dojrzeć pojedynczą łzę, która spłynęła po
policzku Lily. Wiedziała co chciał przed chwilą zrobić, jednak nie pozwoliła mu
na to. I wiedziała, że go to zabolało. Czemu mu na to więc nie pozwoliła? Chyba
nie chciała mu dawać nadziei. Nie chciała budować w nim przekonania, że z
pewnością kiedyś będzie jego. To było zbyt skomplikowane. Nie mogła mu tego
obiecać. Kto wie, co wydarzy się w przyszłości, teraz nie była w stanie mu
niczego obiecać.
- Myślisz, że
woda jest zimna? – spytała cicho.
Severus
zaniemówił. Po co ona się o to pytała? Jednak mimo wszystko odpowiedział:
- Chyba tak. Woda nie nagrzewa się tak szybko jak ląd.
- Chyba tak. Woda nie nagrzewa się tak szybko jak ląd.
Dziewczyna przez
chwilę milczała wciąż stojąc przed nim odwrócona tyłem. Jakby się nad czymś
zastanawiała.
- Myślisz, że
gdyby ktoś tam wskoczył, to trytony by go porwały? Są tam teraz jakieś stwory?
– spytała wciąż tym tajemniczym głosem, który nie zdradzał niczego. Severus nie
wierzył jednak, że pyta się o to bezinteresownie. Coś się za tym musiało kryć,
nie wiedział jednak co to takiego.
- Kto wie, co
się tam kryje…
- Hmm… No cóż…
Mówi się trudno. W końcu raz się żyje – powiedziała wreszcie się do niego
odwracając. Ominęła jednak chłopaka i zatrzymała się dopiero kilkanaście kroków
dalej. Zdezorientowany chłopak, nie wiedząc co robi jego przyjaciółka podniósł
się powoli z ziemi.
- Co ty…?
I w tym momencie
dziewczyna zaczęła szybko biec w stronę jeziora. I Severus zrozumiał co
zamierza zrobić. Próbował ją powstrzymać łapiąc za skrawek jej ubrania, gdy go
mijała, jednak materiał wyśliznął mu się z dłoni a w chwili następnej usłyszał
tylko donośny plusk. Przerażony rzucił się za nią. Pamiętał, że jeszcze parę
lat temu Lily niezbyt dobrze radziła sobie z pływaniem, nie miał pewności czy
od tamtego czasu jej umiejętności się wykształciły. Wskoczył więc tuż za nią do
wody. Było jednak tak ciemno, że nic nie widział, ani na powierzchni, a tym
bardziej pod taflą jeziora. Jedno było pewne nie wynurzała się. Zaczął
gwałtownie rozchlapywać wodę dookoła siebie. Zanurkował i zaczął na oślep
ruszać rękami aby ją złapać i wyciągnąć na brzeg. Nigdzie jej jednak nie było.
Poczuł, że zapas powietrza w jego płucach wyczerpuje się. Wynurzył się więc na
chwilę i ponownie zaczął się panicznie rozglądać dookoła. Czemu nie potrafił
jej powstrzymać?! Co jeśli… ona… NIE! Nie mógł tak nawet myśleć.
I wtedy tuż obok
niego rozległ się cichy plusk i parę jardów dalej ujrzał rudowłosą głowę, która
dopiero co wynurzyła się z wody.
W pierwszej
chwili nie wiedział co powiedzieć, później zalała go fala radości i
wszechogarniającej ulgi. Jednak zaraz wyparowała, a jej miejsce zastąpiła
wściekłość.
- LILY EVANS! TY
CHOLERNA IDIOTKO! – zawołał płynąc w jej kierunku.
Chciał jej
wywrzeszczeć w twarz, że to co mu zrobiła było najgorszą rzeczą jaką mogła mu
zrobić, że gdyby coś jej się stało nie pozbierałby się po tym do końca swojego
życia. Wreszcie znalazł się tuż przy niej ciskając w jej kierunku błyskawicami.
Nie jeden czmychnąłby gdzie pieprz rośnie widząc go w takim stanie. Jednak nie
ona. Widok rozwścieczonego Severusa tylko jeszcze bardziej ją rozśmieszył.
- Nic mi się nie
stało, widzisz? Umiem pływać – powiedziała klepiąc go lekko w ramię. Później
chciała cofnąć rękę, jednak on zamknął ją w swojej dłoni i nie pozwolił jej
zabrać. Lily przestała się śmiać. Znowu stali zdecydowanie zbyt blisko siebie.
Ich oczy znów się skrzyżowały. Scena sprzed paru minut znowu się powtarzała. I
tym razem Lily się odsunęła. A potem podążyła w kierunku brzegu bez słowa.
Zresztą i tak nie wiedziała co ma mu powiedzieć. I gdy już miała wyjść z wody
znowu dopadły ją wyrzuty sumienia. Wyobraziła sobie jaką twarz w tej chwili ma
Severus. Z pewnością widnieje na niej ból i rozczarowanie. Ten widok, chociaż
tylko namalowany w jej głowie przez wyobraźnię sprawił, że zachciała, aby
Severus poczuł się szczęśliwy. I właśnie dlatego z powrotem się do niego
odwróciła. Stał w tym samym miejscu, odwrócony do niej bokiem, a jego twarz
przysłaniały włosy. Nie mogła więc sprawdzić czy naprawdę chłopak czuje to, o
czym ona pomyślała.
W ciągu jednej
chwili przemierzyła dzielący ją od niego dystans i przyłożyła swoją zimną rękę
do jego policzka. Zobaczyła na jego twarzy głęboki ból. Jakby ktoś właśnie wbił
w serce Severusa ostry sztylet. Nie zastanawiając się nawet nad tym co robi
zbliżyła swoją twarz do jego twarzy. Znowu ich usta dzieliła tylko
kilkucentymetrowa przestrzeń. A potem i ona znikła, a Lily pocałowała chłopaka.
Z początku lekko, poznając powoli fakturę jego ust, a później bardziej
stanowczo. Chłopak natomiast z początku oniemiały, szybko odwzajemnił
pocałunek. Położył swoje obie dłonie na jej policzkach, a ona wplotła swoje
ręce w jego mokre włosy. Teraz oboje przywierali do siebie ciałami namiętnie
się całując. Nic więcej się nie liczyło. Tylko oni pochłonięci przez mrok i
czerń jeziora…
_________________________
Rozdział był już gotowy w sobotę, ale robiłam trochę poprawek i dopiero teraz mogłam wejść na internet. Nie rozpisuję się zbytnio, bo musże pomykać i jechać odebraćstypendium. Jak się podobało? :D Zszokowani? Do ostatniej chwili nei wiedziałam, czy tą ostatnią scenę napisać, czy też nie ;D
Rozdział był już gotowy w sobotę, ale robiłam trochę poprawek i dopiero teraz mogłam wejść na internet. Nie rozpisuję się zbytnio, bo musże pomykać i jechać odebraćstypendium. Jak się podobało? :D Zszokowani? Do ostatniej chwili nei wiedziałam, czy tą ostatnią scenę napisać, czy też nie ;D