Oto i kolejny rozdział. Miał się ukazać parę dni temu, ale z powodów technicznych było to niemożliwe... *Głupi internet ;C *. W poniedziałek niestety trzeba już iść do szkoły. Z powodu choroby długo nie chodziłam, więc teraz trzeba będzie ponadrabiać co nieco xD Trzymajcie za mnie kciuki. Jak zwykle proszę o komentarze i zapraszam do czytania! :)
___________________________
Severus przemierzał szybkim krokiem korytarze zamku. Nie chciał aby ktoś go zauważył, mogłoby z tego wyniknąć coś złego, a przecież tego nie chciał. Dlatego też rozglądał się na wszystkie strony aby upewnić się, że nie jest przez nikogo śledzony.
Z tego, co miał zapisane na skrawku
pergaminu wynikało, że musiał skręcić na następnym rozwidleniu w prawo i tam
miało się znajdować pomieszczenie, w którym był umówiony.
Pokonał więc jeszcze szybkim, aczkolwiek
cichym krokiem parę metrów dzielących go od rozłąki korytarzy po czym wytknął
głowę, aby upewnić się, że nikogo tam nie ma. Była już co prawda godzina
dwudziesta a ta część zamku nie była uważana za często obleganą przez uczniów i
nauczycieli ale szesnastoletnie życie nauczyło go, że należy zachować
ostrożność.
Odetchnąwszy z ulgą, że korytarz jest
pusty pośpiesznie przemierzył jego długość aby następnie otworzyć ostatnie
drzwi po lewej stronie i wejść do środka.
W pomieszczeniu było bardzo ciemno.
- Lumos! – szepnął aby cokolwiek móc
zobaczyć.
Powoli z ciemności zaczęły wyłaniać się
kontury mebli. Najpierw krzesełko, potem ławka a potem jeszcze więcej krzesełek
i ławek. Na końcu stało duże biurko a za nim na ścianie wisiała duża tablica.
Wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu. Niewątpliwie była to jedna z
opuszczonych sal.
- Severus! Już się bałem, że zgubiłeś
drogę… - uśmiechnęła się do niego jedna z postaci, które wyłoniły się z mroku.
- Miałem pewne… hm… trudności, jeśli
można by to tak ująć… - uśmiechnął się do wysokiego chłopaka, który miał
nienaturalnie jasne włosy. Wydawały się wręcz białe w tym świetle.
- Ale chyba już wszystko w porządku? –
spytał drugi chłopak.
- Nie ma się już czym przejmować,
Mulciber.
- To dobrze, Severusie – powiedział
trzeci chłopak wyłaniając się z ciemności, a powiedział to takim zimnym tonem,
że czarnowłosy mimowolnie się wzdrygnął.
-Averry! Jak miło cię widzieć. Wszystko
załatwiłeś, jak należy? – spytał w miarę jak najspokojniejszym głosem.
-Ależ oczywiście. Czy kiedykolwiek dałem
ci powód abyś wątpił w moje zdolności?
- Chciałem się tylko upewnić…
Jednak Averrym jakby go nie dosłyszał i
kontynuował:
- Wszystko idzie zgodnie z planem.
Zgodził się. Dokładnie 31 października będzie na nas czekał w wyznaczonym
miejscu i czasie. Wszyscy mają tam być obecni, zrozumiano?
W sali można było usłyszeć ciche pomruki.
- No więc dobrze… doskonale… - powiedział
Averry zbliżając się do wyjścia, lecz zanim chwycił za klamkę powiedział
jeszcze cicho:
- A wam radzę znaleźć inne miejsce do
schadzek, chyba, że chcecie aby w końcu jakiś smarkacz nas podsłuchał… A z tego
pokoju nic nie może wyjść. Pod żadnym pozorem. Bo wtedy będzie koniec.Wszystko przepadnie, gra się skończy, a wszystkie pionki spadną z planszy…
Czarnowłosy
stał właśnie przed lustrem znajdującym się w łazience chłopców na szóstym
piętrze i bacznie wpatrywał się w swoje odbicie. Nic nadzwyczajnego. Do
najładniejszych nie należał. Miał zbyt długi haczykowaty nos zadarty lekko do
góry i długie włosy, które okalały jego podłużną twarz sięgając aż do ramion. A
do tego wszystkiego czarne oczy głębokie niczym tunele. Bez wątpienia
niejednego mógł on przerazić choćby jednym spojrzeniem. Taki po prostu był.
Ludzie się go przeważnie bali. Tylko niektórzy potrafili w nim dostrzec
człowieka. Na przykład Lily. I właśnie dlatego musiał ją odzyskać. Bez niej
jego życie nie byłoby pełne. Musiał wypełnić tą tajemniczą pustkę, która
istniała w nim od czasu kłótni z rudowłosą.
Chłopak
mógł być wdzięczny Spice’emu. Gdyby nie ten chłopak, który ma chyba nie do
końca po kolei w głowie, możliwe, że czarnowłosy nie byłby właśnie w tym
miejscu, w którym aktualnie się znajdował. W łazience chłopców. Nie
przyglądałby się sobie teraz uważnie analizując dokładnie każdy centymetr
swojej twarzy. A przede wszystkim nie ściskałby w prawej dłoni fiolki ze złotą
substancją tak mocno, jakby się bał, że może mu ona uciec i zaprzepaścić
wszystkie szanse na odzyskanie osoby tak dla niego ważnej.
W
końcu nadszedł ten wielce oczekiwany przez wszystkich uczniów Hogwartu dzień.
Pierwsza wyprawa do Hogsmead w tym roku szkolnym. Wszyscy czekali na to, aż w
końcu będą mogli kupić tyle słodyczy ile tylko zmieści im się w kieszeniach.
Tęsknili także za magicznymi gadżetami Zonka i za kremowym piwem, przy którym
chętnie gawędzili w Trzech Miotłach. Jedynymi osobami, których tak naprawdę nie
cieszyła wyprawa do miasta byli pierwszo- i drugoklasiści, którzy nie mogli ze
względu na swój wiek uczestniczyć w wycieczce do Hogsmead. Siedzieli oni wtedy
przygaszeni w swoich Pokojach Wspólnych albo błąkali się po błoniach, sami nie
wiedząc co ze sobą począć i liczyli na to, że ktoś im przyniesie balonówki
Droobla albo pieprzne diabełki. No i pozostawał oczywiście Argus Filch, który
chodził po szkole z miną, która mówiła wszem i wobec, że jeśli ktoś mu podpadnie,
to już jego głowa, żeby zginął w czeluściach piekielnych w straszliwej męce.
Marudził pod nosem coś o niewdzięcznych bachorach, które tylko czekają, aż on
odwróci wzrok a potem zdemolują mu cały zamek i to on osobiście będzie się tym
musiał zająć. Wśród niektórych nauczycieli także widoczne było podenerwowanie.
Przynajmniej przez najbliższe dwa tygodnie po wizycie uczniów w wiosce na ich
lekcjach będzie panował nieporządek i rozgardiasz.
Wszędzie będzie się aż roiło
od przeszkadzajek Jankinsa, które reagowały, gdy tylko jakiś nauczyciel coś
powie i zagłuszały go robiąc przy tym okropny hałas.
Tak
więc mimo tych wszystkich cieszących się uczniów pozostawała chmara
czarodziejów, która szczerze nie lubiła tego dnia. I nic na to poradzić nie
było można. Czy się tego chciało czy też nie.
Ulica
była niezwykle zatłoczona. Uczniowie przechadzali się od jednego sklepu do
drugiego wynosząc z nich co ciekawsze magiczne gadżety Zonka i słodycze z
Miodowego Królestwa. Lily tak właściwie ich nie rozumiała. Oczywiście, zgadzała
się z tym, że taki wypad do Hogsmead to świetna sprawa, ale tak naprawdę, jeśli
chodzi się tam co miesiąc to w końcu wszystko staje się nudne i nic już cię nie
ciekawi. Właściwie to chętnie została by w zamku. Nie dość, że było zimno, to
jeszcze wszyscy wokół niej darli się wniebogłosy. Umówiła się jednak z Jamesem
w Trzech Miotłach i nie wypadałoby nie pójść. Obietnica to obietnica.
Ciągle
jednak myślami była przy Severusie. A im bardziej myślała o tym, co się
wydarzyło w ciągu tego miesiąca tym bardziej nasuwała jej się myśl, że
zachowują się jak małe dzieci. Kiedy jedno się chce pogodzić to drugie unosi
się dumą i za nic w świecie nie chce przebaczyć drugiemu. I tak w kółko, że aż
zwariować można.
Stanęła
przed drzwiami Trzech Mioteł. W środku musiał być tuman ludzi. Słychać było
śmiechy, rozmowy i donośne krzyki czarodziejów.
Lily
postawiła nogę na pierwszym z trzech stopni i chwyciła klamkę. I kiedy już
miała wejść do gospody, czyjaś silna dłoń chwyciła z tyłu skrawek jej płaszcza.
Okoliczne sklepy zaczęły się kręcić dookoła, a później, w ułamku jednej
sekundy, wszystko znikło; znikło, aby ustąpić miejsca nowemu krajobrazowi. Nie
był to jednak przyjemny widok. A wręcz przeciwnie. Lily stała na środku
ścieżki. Tuż przed nią znajdowało się wejście do małego miasteczka. A raczej do
jego pozostałości. Tu i ówdzie widać było zawalone budynki. Ktoś musiał
niedawno je podpalić, ponieważ gdzieniegdzie można jeszcze było zauważyć palące
się, drewniane części zabudowań. Nigdzie nie było widać żywej duszy. Wszyscy
najwidoczniej pouciekali, gdy rozpętało się to piekło.
Brama,
która niegdyś zapraszała do wstąpienia w progi tego małego miasteczka, teraz
ledwo trzymała się muru.
-
Brendan Cork… - wyszeptała z przerażeniem w głosie.
-
Tak… Brendan Cork po ataku Śmierciożerców - potwierdził męski głos tuż za nią.
Lily
przypomniała sobie, że przecież nie jest tutaj sama. Ktoś użył teleportacji,
żeby ją tu zwabić. I za nim zdążyła się obrócić, doskonale wiedziała kogo za
chwilę przed sobą ujrzy.
Chłopak
stał tuż za nią z lekkim przerażeniem na twarzy. Z pewnością nie spodziewał
się, że przychodząc tu ujrzy taki widok.
-
Po ataku twoich znajomych, chciałeś powiedzieć.
-
O czym ty mówisz? – spytał Severus podchodząc do niej bliżej. Ona jednak od
razu cofnęła się do tyłu.
-
Oboje dobrze wiemy, że chciałbyś do nich należeć, więc nie rozumiem dlaczego
się tak dziwisz. To miasteczko mogło zostać równie dobrze spustoszone przez
jednego z twoich kumpli, prawda Sev? – powiedziała cicho – A poza tym co ty
wyprawiasz? Po co mnie tu przyprowadziłeś?! I jak śmiałeś bez mojej zgody użyć
teleportacji łącznej?! – rzuciła ze złością w jego stronę.
-
A czy gdybym zapytał o pozwolenie, zgodziłabyś się?
-
Nie – odpowiedziała krótko.
-
W takim razie widzisz, że nie miałem innego wyjścia.
Podszedł
do niej powoli i chwycił ją za rękę. Ona jednak wyrwała się jednym gwałtownym
ruchem i posłała mu złowrogie spojrzenie. Severus jednak nie dał po sobie poznać
ile bólu sprawiło mu to odtrącenie ze strony dziewczyny.
-
Nie dotykaj mnie! – zawołała.
-
Lily, nie gniewaj się na mnie. Proszę cię,
pogódźmy się. Ja już dłużej tak nie mogę…
-
Nie pogrążaj się. Całymi tygodniami mnie unikasz! Na każdej wspólnej lekcji
znajdujesz pretekst, żeby się przesiąść a jeśli już jesteś na mnie skazany to
unikasz wzrokiem i ani słowem się nie odezwiesz, a teraz co?! Myślisz, że tak
po prostu mnie tu zwabisz i będzie tak jak dawniej, tak? Jeśli tak uważasz to
się grubo mylisz!
Nawet
nie zauważyła kiedy po jej twarzy pociekły łzy. Sama myśl o ostatnich paru
tygodniach sprawiała jej wielki ból.
Severus
podszedł do niej i spróbował otrzeć jej twarz, lecz dziewczyna odskoczyła w
tył.
-
Mówiłam ci, żebyś mnie nie dotykał!
Nie
posłuchał. Już po chwili jej nadgarstki były uwięzione w jego silnych dłoniach.
-
Wysłuchaj mnie. Tylko o to cię proszę. Później zrobisz, co będziesz uważała za
słuszne, ale teraz mnie wysłuchaj – zaczął spokojnie. – Czy ty naprawdę
uważasz, że mnie było łatwo? Myślisz, że bez najmniejszego problemu patrzyłem
na to, jak cierpisz? Bo chyba nie zaprzeczysz, że moje zachowanie nie sprawiało
ci bólu?
-
Teraz to nie ma już najmniejszego znaczenia – powiedziała próbując się mu
wyrwać.
-
Sama w to nie wierzysz.
W
tym momencie przypomniała sobie co jeszcze przed paroma minutami myślała o ich
kłótni. Teraz to ona zachowywała się jak ta dumna osoba, która za nic w świecie
nie chciała ustąpić. W końcu przyszedł, przeprosił, więc czemu ona nie może mu
po prostu wybaczyć, powiedzieć, że też zachowywała się nie fair, i że się
cieszy, że może odzyskać swojego przyjaciela? Chyba dlatego, że w głębi duszy
obawiała się najgorszego. Tego, że znowu będzie przez niego cierpiała albo, że
on tak bardzo zatraci się w swojej czarnej magii, że zjedzie na złą stronę?
Przecież widziała do czego jest zdolny jako siedemnastoletni chłopak. Nie
chciała sobie nawet wyobrażać, do czego będzie zdolny za dziesięć, dwadzieścia
lat? A po za tym pozostawał najważniejszy problem. On ją kochał. Dla niego to zdecydowanie
nie była przyjaźń.
-
Severus… To nie jest taki proste, jak ci się wydaje... – przerwała panującą
ciszę.
-
Ale dlaczego? Wytłumacz mi… - powiedział spoglądając jej głęboko w oczy.
-
To się powtórzy, prędzej czy później, ale znowu będzie tak samo.
-
Wcale nie musi tak być
-
Zrozum mnie, to co nas łączy… Ty to inaczej odbierasz, oczekujesz ode mnie
czegoś innego niż ja od ciebie. Do ostatniej chwili będziesz myślał, że wkrótce
będę z tobą. A co będzie jeśli ktoś pojawi się w moim życiu?
-
Nie chcę o tym myśleć – przerwał jej gwałtownie.
-
Zostawisz mnie? – kontynuowała nie zważając na jego wtrącenie. – Opuścisz raz
na zawsze sprawiając, że złamiesz mi serce?
-
Nigdy cię nie zostawię, wiesz o tym.
Owszem.
Wiedziała. A przynajmniej chciała w to wierzyć.
-
Lily, czemu…? – spytał łamiącym się głosem.
Chociaż
nie dokończył pytania, ona doskonale wiedziała, o co mu chodzi. Wyczytała to w
jego oczach. Chciał wiedzieć, czemu nie jest w stanie go obdarzyć tym rodzajem
miłości, którą on do niej żywił.
-
Och, Sev… Gdybyś chociaż nie pasjonował się tak czarną magią. Może wtedy… -
powiedziała kładąc swoją zimną dłoń na jego bladym policzku.
-
Gdybym nie interesował się czarną magią byłabyś zdolna mnie pokochać?
-
Nie chcę ci robić złudnych nadziei – potrząsnęła gwałtownie głową, po czym
zaczęła przyglądać się swoim czubkom swoich butów.
Po
chwili Severus rzekł cichym i ciepłym tonem:
-
Lily, spójrz mi w oczy… proszę – dodał po chwili jakby chciał prosić o los,
żeby ona zmieniła zdanie.
Dziewczyna
podniosła powoli głowę a zielone oczy spotkały czarne. Severus położył swoje
dłonie na jej ramionach i spytał poważnym tonem, który drżał od podenerwowania:
-
My nadal jesteśmy tylko przyjaciółmi?
-
Przykro mi, Sev…
Pojedyncza
łza spłynęła po jej policzku, a Severus lekko otarł ją palcem.
-
Nie płacz. W najgorszym wypadku zostanę starym kawalerem z trzydziestoma
ośmioma kotami, które później pożrą mnie żywcem – powiedział chcąc wszystko
obrócić w żart.
Lily
zaśmiała się niepewnie.
-
To, że nie będziemy razem, to nie znaczy, że masz w życiu nie zaznać szczęścia.
-
Oczywiście – odrzekł chociaż, tak naprawdę, on doskonale zdawał sobie sprawę,
że tak właśnie będzie. Nie zazna szczęścia nie mając jej przy swoim boku. Nikt
nie zapełni tej pustki w jego sercu, kiedy jej nie będzie z nim. A chociaż
wolał o tym nie myśleć, ona w końcu kogoś pozna. Taka jest kolej rzeczy.
-
Czemu zaatakowali akurat taką małą wioskę? – zapytała Lily odwracając się w
stronę miasteczka, a raczej w kierunku jego pozostałości.
-
Dla nich nie ma znaczenia to czy atakują wielkie miasto czy małą mieścinę. Oni
kierują się tylko rządzą zabijania mugoli – odrzekł cicho Severus.
-
Przecież to jest okropne! Powiedz mi, Sev… Czy ty naprawdę chcesz być kimś
takim? Kimś, kto zabija wszystkich nie magicznych ludzi bez mrugnięcia okiem
dla… „wyższego dobra”? A co jeśli w podpalonej przez ciebie wiosce byłby ktoś,
kogo kochasz? Gdybym była tam ja?
-
Nie zabiłbym cię – wtrącił szybko i potrząsnął głową tak, jakby chciał się od
tej okropnej myśli jak najszybciej uwolnić.
-
To nie jest odpowiedź na moje pytanie… Powiedz mi, czemu tak bardzo chcesz do
nich dołączyć?
-
Lily… - zaczął powoli. – Nie potrafię ci na to pytanie odpowiedzieć. Mi mugole
naprawdę nie przeszkadzają. Nie uważam się za kogoś lepszego tylko dlatego, że
potrafię czarować i uwarzyć eliksiry… Nie dążę za wszelką cenę do tego, aby
pozbyć się mugoli i żeby raz na zawsze oczyścić świat z ludzi pozbawionych
czystej krwi.
-
Ale jeśli dołączysz do śmierciożerców tak właśnie się stanie. Czy tego chcesz
czy też nie będziesz do tego dążyć. Jeśli nie z własnej woli, to z przymusu. Będziesz
się musiał im podporządkować, bo tego pragną Śmierciożercy i tego pragnie
Voldemort.
Lily
mimowolnie wzdrygnęła się wypowiadając to imię. Fakt, że była jedną z naprawdę
niewielu osób, które odważyły się je wymawiać nie oznaczał tego, że
przychodziło jej to z łatwością. Ale taka już była. Zawsze nazywała rzeczy po
imieniu. „Nazywanie kogoś nie po imieniu niczego nie zmieni.
Ten ktoś nadal
będzie robił okropne rzeczy i mówienie o nim jako o Sam – Wiesz – Kim nic tu
nie pomoże. Ludzie sobie wmawiają, że jeśli będą o nim mówić z szacunkiem, to
nic złego im się nie przytrafi a przecież kiedy dojdzie do finału Voldemorta
nie będzie patrzył kto żywi do niego szacunek a kto nie. Zabije wszystkich,
nawet swoich najwierniejszych sprzymierzeńców”, tak kiedyś powiedziała mu Lily.
Miała rację, Czarnego Pana nie obchodzi to czy zabije Śmierciożercy czy też
jakiegoś innego czarodzieja. Będzie to tylko przestroga dla innych, że on nie
cofnie się przed niczym aby uzyskać władzę absolutną.
-
Wracajmy już, robi się zimno, a przecież w końcu ktoś może zauważyć, że nas nie
ma – powiedział w końcu Severus kładąc rękę na jej ramieniu.
-
Dobrze.
Lily
wiedziała, że jej przyjaciel tak naprawdę chce uniknąć krępującego go tematu. A
ona nie chciała naciskać. Lecz kiedy kontury budynków Brendan Cork zaczęły się
rozmywać i mieszać ze sobą i dwoje nastolatków pochłonęło niebieskie światło
dziewczyna sama już nie wiedziała, czy chce poznać odpowiedź na swoje pytanie. Tak
naprawdę chyba bała się dowiedzieć, czemu Severus tak bardzo chce stać się
jednym z nich, z czarodziejów, którzy zrobią wszystko, żeby przypodobać się
Voldemortowi, i którzy myślą, że ich wierność uchroni ich przed śmiercią.
Jednym z Śmierciożerców…
Rozdział wspaniały! Właśnie na taki liczyłam. Wszystko łączy się w całość. Szkoda tylko, że ta rozmowa Severusa z Lily była taka krótka.
OdpowiedzUsuńNo nic, pisz bo naprawdę świetnie Ci to wychodzi! :D
Co do tej rozmowy, to nie chciałam pisać w nieskończoność, bo w końcu by z tego wyszła z tego szansa na sukces, ciągle by sie kłócili i nic by z tego nie wyszło :D Już mam z 1/3 rozdziału następnego napisanego, więc za tydzień już powinno być ^^ Będę się starała :D
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za Twój komentarz ^^